Noczkin Wiktor – Ślepa Plama (S.T.A.L.K.E.R) (dwugłos)

slepa_plama

Dawno mnie tu nie było. Tak dawno, że już mi się po uszach dostawało żebym coś napisał. I słusznie, choć do nieobecności też miałem dobry powód. Ślepą plamę też czytałem z trudem i po kawałku, ale wreszcie udało się dobrnąć do końca. Niestety – dobrnąć właśnie. Niby wszystko jest na miejscu, lecz wkrótce z krzaków – niczym rasowy stalker – wyskakuje wielkie “ALE” i boleśnie wali po łbie. Skąd wylazło? Spieszę Wam opowiedzieć.

Jedną trzecią książki wchłonąłem niemalże w jednym posiedzeniu. Głównie dlatego, że próbowałem dotrzeć do jakiejkolwiek akcji. Z początku bowiem karmieni jesteśmy głównie ekspozycją. Z jednej strony to dobrze. Dzięki temu głównych bohaterów mamy namalowanych już całkiem porządnie kiedy przychodzi co do czego. Sęk w tym, że takich bohaterów z krwi i kości mamy dokładnie trzech. Cała reszta dzielnie próbowała, ale nie udało jej się zwiać z Limbo Dla StatystówTM. W konsekwencji nawet od postaci – zdawałoby się – głównych i ważnych potrafi nieprzyjemnie powiać kartonem.

Sprawy nie ułatwia też fakt, że trzy główne postaci napisane są według tego samego schematu. Proszę wyjąć kajeciki i zanotować, oto jak robi się postać:

  • Wybierz konkretny ale odbiegający od normy sposób wysławiania się. Wyjaśnisz go pochodzeniem postaci, albo tym że postać tak lubi.
  • Wybierz schorzenie lub inną ułomność, najlepiej taką której nie widać ale uciążliwa jest jak diabli.
  • Wybierz przedmiot-fetysz na punkcie którego postać ma hyzia. Lub kilka! Po co się ograniczać? Szmergiel na punkcie ukochanego granatu jest równie dobry co szmergiel na punkcie zbierania śrubek. Tak, zdaję sobie sprawę że w grze S.T.A.L.K.E.R. też były śrubki i miały swoje miejsce, ale to akurat książka jest.

To dorabianie postaci sposobu wypowiedzi robi się zresztą szybko uciążliwe. O ile rozumiem Niemca, któhy w chwilach wielkiej “zghozy” zaczyna “móvić” tak właśnie, i naszego etatowego stalkera powtarzającego jak mantrę Bydlę z pana, van de Meer!, o tyle ostatnia maniera nie tylko działa mi na nerwy, ale i uniemożliwia zrozumienie dużych połaci książki. Otóż mamy niejakiego Kostika zwanego też Terminatorem. Kostik po rosyjsku umie, ale nie lubi. W związku z czym mówi sobie tak:

Jako pierwszy zareagował Kostik:
– To że ja dywlius, zamała strylianiny buło… Slioyj, ty z wuczonym dawaj w ci bietoni rujiny, schawajetsa tam i sydzić tycheńko. Pasza, ty jak?
– Ja tutaj.
– Ta nii, krasze nazad widtiahniś troszki. Niechaj wony ne liakajuczyś sjudy iduć. Slipyj, ja szczo kazał? Bieri Wandemejera i czeszy w rujiny! Nu!

No. I tak to wygląda. Kostik wypluwa z siebie po rosyjsku dokładnie dwa zdania przez całą książkę. A mniej więcej od połowy rzeczonej gęba mu się nie zamyka, więc i lektura nabiera ciężaru gatunkowego. Z początku broniłem tego manewru jako zwiększającego imersję (bo towarzysze też go nie do końca rozumieją, zupełnie jak czytelnik), ale w końcu zacząłem nim pluć. Sam manewr dalej jest ciekawy, ale za jego stosowanie z takim zapałem do pana Wiktora pozostaje mi powiedzieć w ślad za Kostikiem: a jidy ty w zadnicu…

Przez szmat czasu fabuła miota bohaterami po całej Zonie. Po pewnym czasie już nie wiemy gdzie jest punkt wyjściowy, gdzie Kordon, gdzie cmentarzysko maszyn, gdzie Rzym, gdzie Krym i dlaczego biją. Niby jako zaprawiony w bojach (we wszystkich trzech częściach gry :)) stalker powinienem być w stanie się w tym połapać. Niestety, nic z tego, nie ogarniam. Do książki nie została nam zaserwowana mapa. Z trzeciej strony, może i lepiej; osobiście uważam, że mapy do książek mają prawo dołączać J.R.R. Tolkien (bo jest epicki) i G.R.R. Martin (bo miesza jak jasny gwint).

Autor musiał jednak wysłuchać moich mentalnych próśb o wyciągnięcie pieprzu z tyłków dzielnych naszych wojowników bezdroży. W końcu bowiem, gdzieś w połowie lektury, istotnie zwalniają i przebywają w – z grubsza – jednym miejscu dość długo. Z tym, że tu pan Noczkin urządził ich tak, że ze S.T.A.L.K.E.R.a zrobiło się Metro 2033. Serio. Nawet tory były, fakt że od wąskotorówki. Spoilerował nie będę, ale jeśli zamierzacie – tak jak ja – odetchnąć po dusznych obrazach pana Glukhovsky’ego, to nie polecam akurat tej lektury.

I słowo końcowe. Bardzo często opowiadania pisane przez fanów w oparciu o ulubione gry czyta się kiepsko nie dlatego, że ktoś miał zły pomysł, a dlatego że zbyt dosłownie potraktował mechanikę gry i wepchnęła mu się ona do tekstu. Ślepa plama bardzo sprawnie stwarza pozory dzieła literackiego, ale chwilami miałem jednak wrażenie że czytam opis tego, jak ktoś sobie trzaska questy. Albo że jeden z dumnych bohaterów po zwycięskiej walce zakomunikuje ile nabił w jej trakcie punktów XP. Przeczytać można, jeśli jest się fanem S.T.A.L.K.E.R.a – i jest się gotowym na frustrację.

——————————————————————————————————————————————-By K.Wal

O grze i książkach na niej opartych nasłuchałam się tyle, że wreszcie zdecydowałam się przeczytać coś z tego uniwersum. Ostatecznie czasem trzeba zobaczyć czym się tak wielu ludzi podnieca. A ponieważ jak powiadam nie znam się kompletnie, więc wybór książki do zapoznania się ze światem odbył się na zasadzie dźgnięcia palcem w okładkę. No i jak się okazało niezbyt fartownie dźgnęłam.

O zgodności świata wykreowanego z klimatami gry się nie wypowiadam, przyjmują na wiarę, że jest w porządku. Za to ta reszta… Bohaterowie doprowadzali mnie do szewskiej pasji połączonej z pluciem jadem. Wszyscy byli… upiornie “słowiańscy” czytaj zgorzkniałe ochlaptusy,  w dużej mierze nieudacznicy życiowi ale o duszach wrażliwych, że tylko dumki śpiewać w ogień się wpatrując, a przy tym cwaniaki i kombinatorzy niezłej klasy.  Jednowymiarowi do bólu, porównanie do kartonu jest w tym przypadku  absolutnie na miejscu. O manierze językowej napisał  już mój przedmówca, ale potwierdzam, z czymś tak wkurzającym dawno się nie spotkałam. Zgadywanie, co też powiedział Kostik było upierdliwe i męczące dla mnie, osoby znającej język rosyjski, a Pawłowi, który rosyjskiego nie zna praktycznie uniemożliwiało lekturę. A fabuła? najpierw jej nie było, bo poznawaliśmy świat, potem coś się zaczęło dziać, a potem… a potem tak naprawdę dziać się przestało, za to zaczęło zalatywać Metrem. No jednym słowem słabizna panie dzieju….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *