Williams Tad – Zaspać na sąd ostateczny

zaspac_naBardzo byłam ciekawa w którą stronę pociągnie zakończenie swojej quasi anielskiej trylogii Tad Williams. Czy usłyszymy chóry anielskie i objawi się sam Najwyższy? Czy bardzo baśniowo dobro zatriumfuje nad złem? Czy niebiosa okażą się wreszcie nie niebiańskie, a piekło okaże się piekielne?No i skąd określenie quasi anielska trylogia? Ano stąd, że po raz kolejny dostajemy książkę, w której niebo wcale nie jest fajnym miejscem, zaś anioły, niezależnie od miejsca w hierarchii są jakieś mało anielskie. Co gorsza dowiemy się, że niektóre z archaniołów z pierzastym towarzystwem mają wspólną tylko nazwę i skrzydła… dalej wam spojlerować nie będę. Powiem tylko, że po przeczytaniu całości doszłam do wniosku, iż autor ma z niebiosami – jako bytem filozoficznym bardzo poważny problem. O ile piekło był w stanie odmalować w sposób plastyczny (i bardzo nieprzyjemny) i stworzyć jakąś spójną wizję, o tyle z niebem mu nie wyszło. W trzecim tomie nie posunął się ani o krok dalej od tego co zaprezentował w tomie pierwszym. Co gorsza, nie miał też kompletnie pomysłu na ową “Trzecią drogę” czyli alternatywę do nieba. O ile pomysł, dlaczego powstała jest logiczny i sensowny, o tyle wykonanie takie sobie.  Kosmogonia i filozofia spowodowały jedynie, że miejscami tempo akcji siada w sposób wyraźny, przyprawiając czytelnika o napad ziewania. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że filozoficzne zapędy i skłonność do wyjaśniania wszystkiego do tzw. spodu jest  cechą charakterystyczną twórczości Williamsa i trylogia o przygodach Doroliela nie jest jedynym dziełem tego autora, które miejscami jest mocno przegadane.

Akcja trzeciego tomu w przeważającej większości rozgrywa się na ziemi. Zakochany w demonicy i wyrolowany przez piekielnego arystokratę aniołek nie ustaje w próbach uwolnienia hrabiny Zimnorękiej. Przy okazji podpada komu się tylko da, depcze po licznych wysoko postawionych nagniotkach i ściąga sobie na głowę kłopoty w ilościach hurtowych, w tym neonazistowskich satanistów. Dla równowagi uzyskuje bardzo ziemską pomoc w postaci dwóch ukraińskich scytyjko-amazonek które mnie dziwnym trafem kojarzyły się z duetem TaTu. Poza miejscami w których dostajemy wspomniane już rozważania kosmologiczno-demonologiczno-filozoficzne, akcja posuwa się do przodu dość żwawo, a autor na całe szczęście ograniczył nieco miłosne cierpienia Bobbiego dzięki czemu książka jest nieco bardziej strawna. Co do logiki… no cóż, niektóre rozwiązania mijają się z nią aż nadto wyraźnie, ale ponieważ cała seria na dobrą sprawę nurza się w oparach absurdu, więc dałam sobie spokój z doszukiwaniem się logiki, kwitując różne pojawiające się deus ex rozwiązania wzruszeniem ramion i przyjmując je na nomen omen wiarę. Jeśli chodzi o  głównego bohatera, to niestety do ostatniej strony nie wzbudził on we mnie zbyt gorących uczuć. O ile w pierwszym tomie mnie intrygował, w drugim irytował, to w trzecim już zwyczajnie drażnił. Nie wiem czy było zamierzeniem autora zrobienie z Doloriela takiego zadufanego zapijaczonego durnia, czy też wyszło mu to przypadkiem, ale fakt – ktoś kto rzucił wyzwanie na raz piekłu, niebu oraz innym bytom metafizycznym i jeszcze twierdzi, że zrobił to z miłości musi być bardzo przekonany o swojej wyjątkowości i niebywałych możliwościach.

Jeśli chodzi o zakończenie cyklu, to ja go nie kupuję. Nie mam pretensji, że nic nie zostało wyjaśnione, ani, że zachowany został status quo. Cieszę się również, że autor oparł się pokusie wprowadzenia rozwiązań rodem z apokalipsy św. Jana. Bardziej irytuje mnie nijakość i usilna próba wciskania czytelnikowi, że od tego momentu wszystko będzie dobrze, a bohater został nagrodzony możliwością szczęśliwego życia ze swoją ukochaną No tylko brakuje odjazdu w kierunku zachodzącego słońca… Aż chce się spytać – i o to  była ta cała chryja? Przecież nic na dobrą sprawę nie zostało rozwiązane, ale anioł Doloriel zadowolony , że dostał to co chciał, egoistycznie olewa kwestie niebieskiego spisku oraz kościoła który formuje się w piekle, ma w nosie swoich kumpli których wykorzystywał do zdechu. Liczy się tylko to, że odzyskał lubą. Zawiera więc pakt o nieagresji i odtąd będzie żył długo i szczęśliwie w miłosnym gniazdku. Kurtyna. I paw.

Dla fanów autora.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *