Wampir: hrabia owinięty w długi płaszcz; Palownik trzęsący Transylwanią; amerykański plantator, francuski szlachcic. Ewentualnie sparklący, bogaty nastolatek. A co jeśli wampir jest ślusarzem, który musi wyrobić normę, (nie)żyje w PRLu i musi jakoś zarobić na czynsz? I na dodatek na głowę zwala mu się świeżo przemieniona nastolatka marząca o kurtce z Pewexu i Limahlu? Gorzej chyba już być nie może… no chyba, że UB spróbuje kogoś nasłać.
Zbiór krótkich, niezbyt ze sobą powiązanych opowiadań całkiem nieźle łączy problemy wampira, który jakoś tam się musi wpasować w społeczeństwo z absurdami PRLu. Szarą rzeczywistość urozmaica szukanie Necronomiconu lub prezentu dla najstarszego krwiopijcy i od czasu do czasu pojawiający się gościnnie Pan Samochodzik. Poza tym dostaje się po równo wszystkim: Wędrowyczowi, mumiom, milicjantom, prowokatorom, ateistom i przede wszystkim – sparklącym wampirom. Czasem bywa śmiesznie, czasem mniej, czasem autor mrugnie do czytelnika, a czasem pomacha wielkim transparentem, ale nawet suchary wampiryczno-socjalistyczne mają swój urok. A nasze lokalne wampiry, mimo że niezbyt silne i przemienić się mogą co najwyżej w pijawkę, mają swój spryt i wiedzą jak obejść system. Są też dosyć sympatyczne, mimo że rozbudowanym charakterem raczej nie grzeszą i pod tym względem najlepiej wypada wspomniana już nastolatka.
Wampir z M3 miał być odpowiedzią na Zmierzch, tylko niech ktoś mi znajdzie współczesną nastolatkę, która bez korzystania z Wikipedii będzie wiedziała, kim jest Limahl…
Bawiłam się przy wampirkach gorzej niż przy Wędrowyczu, mimo że sprawdziły się nieźle jako lekka, rozrywkowa lektura na podróż.