Olga Gromyko pisząc Rok szczura sprawiła sobie gryzonia, żeby nie powypisywać bzdur w książce, gdzie jednym z głównych bohaterów jest szczur. Jednak Falk, dość szybko oddany w dobre ręce, zapoczątkował hodowlaną pasję u autorki, która jeszcze niedawno cierpiała na szczurofobię.
Autorka szybko zaprzyjaźnia się z kolejnymi szczurami i dorabia się ich sporego stadka. Razem z ogoniastymi gryzoniami pojawiają się w życiu autorki Srodzy Mińscy Hodowcy, weterynarze i nadmiar podgryzionych palców doczepionych do różnych członków rodziny. Olga Gromyko bawi się w kronikarza opisując szczurze przygody, charaktery, psoty i problemy. Fudżi, Vesta, Ryska, Wiewiórka i Cholera są barwnymi bohaterkami – każda z innym charakterem, temperamentem i każda pakująca się w kłopoty. Szczur w domu to oczywiście nie tylko radosny psotnik, futrzaki bywają kłopotliwe, złośliwe czy chore o czym autorka uczciwie uprzedza potencjalnych przyszłych hodowców. Całe szczęście rady nie są moralizatorskie i wynikają z doświadczenia i obserwacji.
Szczurze perypetie połączone z lekkim, humorystycznym stylem autorki dają zabawną, inteligentną książkę (chociaż momenty bardziej… dramatyczne też się w niej znajdą), którą czyta się lekko i błyskawicznie. Myślę że Szczurynki mogą też być świetną lekturą „propagandową” nadającą się do podsunięcia szczurofobom, żeby nakłonić ich do spojrzenia na ogoniaste gryzonie bardziej przychylnym okiem. Mogą też być wstępnym poradnikiem dla kogoś, kto planuje szczura posiadać i nie do końca wie, czy to dobry pomysł.
Cała reszta czytelników (znaczy zainteresowana książką ze względu na autorkę a nie na szczury) dostanie lekką, zabawną książkę, którą pochłania się w kilka godzin.
Dodatkowym plusem jest wydanie – porządna sztywna okładka, każdy rozdział oznaczony śladami szczurzych łapek, dużo szkiców wewnątrz (które same w sobie też wywołują uśmiech), nawet numerom stron towarzyszą szczury. No i czcionka – wielka, dzięki czemu czyta się przyjemnie, ale która rozdmuchuje objętość (220 stron, ale czcionką godną książek dla dzieci). Wydanie zresztą sprawiło, że miałam zamiar podarować egzemplarz bratankowi (świetne rysunki, fajne historie i duża czcionka), całe szczęście książkę najpierw przeczytałam sama i powiadam wam, jest to lektura stanowczo nie dla dzieci.
Polecam, fajna, lekka, „futrzasta” książka na jeden wieczór. W sam raz na poprawę humoru.
Rzeczywiście Szczurynki to zaskakująco dobra książeczka. Autorka udowadnia po raz kolejny, że umie i potrafi pisać zajmująco i z przysłowiowym jajem. Naprawdę nieźle się bawiłam czytając opowieści o szczurzej bandzie i jej właścicielce. Przy okazji dowiedziałam się też co nieco o hodowli szczurów. Tak czy inaczej jedno jest pewne. Olga Gromyko naprawdę kocha swoje szczurze bractwo. I może właśnie dlatego tak chętnie czytamy tę opowiastkę.
“Szczurynki” to zbiór anegdot spisanych w formie pamiętnika i poradnika zarazem, dotyczących szczurzych panienek i perypetii autorki związanych z owymi gryzoniami.
Autorka nie tylko wykazuje się kolejny raz wyjątkowym poczuciem humoru i lekkim piórem, ale również prezentuje całkiem sporą wiedzę praktyczną, którą zdobyła hodując własne pasiuki.
Ciekawym zabiegiem jest częściowa personifikacja szczurynek, ich zachowań i “myśli” – czyli w sumie coś, co znają chyba wszyscy posiadacze i hodowcy jakichkolwiek zwierzaków.
Kolejnym fajnym elementem jest oprawa graficzna książki – autorskie grafiki przedstawiające bohaterki książeczki są i zabawne, i rozczulające zarazem.
Widać wielkie i pozytywne zakręcenie autorki na punkcie swoich podopiecznych, ale spokojnie – “Szczurynki” są na tyle ciekawą, ciepłą i, przede wszystkim, humorystycznie napisaną książeczką, że gwarantują świetną rozrywkę nie tylko miłośnikom gryzoni.