Co i jak zmienia się w zamkniętych społecznościach? Takich, które mimo kontaktu ze światem cywilizowanym zachowały swoją tradycję i kulturę (przynajmniej w sporej części)? Takich, które mimo chęci korzystania ze zdobyczy technologii, chcą też zachować własną tożsamość?
Autorka wyrusza na wyspy Trobrianda śladami Bronisława Malinowskiego i jego Życia seksualnego dzikich. I szybko okazuje się, że odpowiedź na pierwsze pytanie brzmi: niewiele. Nawet jeśli minęło prawie sto lat.
Aleksandra Gumowska śpi w chacie z liści, zaprzyjaźnia się z rodziną wodza, pyta o Malinowskiego i porównuje jego opisy do współczesności, która w naszym pojęciu ze współczesnością ma niezbyt wiele wspólnego.
Szybko okazuje się, że książka to przede wszystkim porównanie. Autorka sprawdza, obserwuje i pyta, żeby zestawić teraźniejszość z cytatami z Malinowskiego (o którym też co nieco się dowiemy), ale niestety poza porównania nie wychodzi. Jak sam pomysł jest fajny, tak pozostawia też spory niedosyt – rzadko kiedy dostajemy jakieś szersze informacje na dany temat poza tymi, które są do porównań potrzebne. Z jednej strony niby słusznie, bo nie przebijamy się przez cytaty długości rozdziału, z drugiej nie dowiadujemy się zbyt wiele o kulturze i zwyczajach mieszkańców wysp poza tymi, które autorce udało się porównać. Czy udało się wyczerpać temat – nie jesteśmy w stanie powiedzieć, czy znikły jakieś zwyczaje, o których autorka nie wspomina – też w sumie nie wiemy. Po lekturze pozostaje głównie wrażenie ciekawego eksperymentu antropologicznego i sporego niedosytu, które popycha do sięgnięcia po książki Malinowskiego.
Całe szczęście autorka opisuje wszystko lekko i bez naukowo-bełkotliwego zadęcia. Co prawda przeskoki z tematu na tema sprawiają wrażenie lekko chaotycznych, ale w sumie i tak dostajemy lekką i przyjemną lekturę podróżniczą. Lub długą antropologiczną reklamę badań Malinowskiego – jak kto woli.
Sympatyczne czytadło, ale raczej dla zainteresowanych tematem.