(2 / 5)
Bruno, alfa stada wilkołaków, ewidentnie nie ma instynktu samozachowawczego, bo po raz kolejny staje Dorze na drodze. I po raz kolejny ma z nią niewielkie szanse. Tym bardziej, że na szali jest bezpieczeństwo – nie tylko wilkołaków, ale też Thornu. Do tego mamy nielegalne walki zmiennych, walki o stołki w Starszyźnie i Romana jako sojusznika. Dora zdecydowanie nie będzie zachwycona.
Ja też nie byłam. Pomysł na fabułę znowu mocno kojarzy się z Kate Daniels. Początkowo ważne postacie (Miron, Joshua) znikają na trzecim i czwartym planie. Główny zły na zakończenie sezonu jest dosyć dziwnie wybrany, bo byli już bogowie i demony, ale na finał jest tylko wilkołak.
Jest tu też parę innych dziwnych motywów (jak rozwiązanie wątku Joshui), czy to, kogo Dora ratuje i dlaczego.
W tym tomie kalki z angielskiego mnożą się jak króliki, miałam wrażenie, że jest ich zdecydowanie więcej niż w poprzednich częściach. Całe szczęście jest ciut mniej krzyków, histerii i ogólnej dramy. Co prawda akcja jakoś nie pędzi naprzód i jest to chyba pierwszy tom, przy którym się zwyczajnie nudziłam. Sporo scen jest przegadanych, a zakończenie jak na finał sześciu tomów jest… nieszczególne. Jeśli byłby to dowolny środkowy tom, byłoby ok, ale na finał całości zdecydowanie spodziewałam się większej ilości fajerwerków.
Uff… dobrze, że to już koniec. Cała Heksalogia miała dobre i złe momenty, tych złych było niestety dużo więcej. Cały czas miałam wrażenie, że ani Toruń, ani świat stworzony przez Jadowską nie są wystarczająco wykorzystane. Nadmiar kalek z angielskiego, kiepska redakcja, zero jakiejkolwiek stylizacji też nie pomagały. A Dora przez długi, długi czas będzie zajmować pierwsze miejsce na podium dla najbardziej przepakowanej postaci.