(4,5 / 5)
Widziałam w internetach sporo zachwytów nad tą książką, co standardowo wzbudziło we mnie sporo sceptycyzmu, ale po przeczytaniu Wypieków defensywnych postanowiłam spróbować. O dziwo – w tym przypadku internety miały racje. Jakie to jest dobre!
Autorka bierze schemat mrocznej baśni, rozkłada go na czynniki pierwsze i potem wszystkie łamie, zmienia i przekręca, po to by stworzyć nowy schemat i nową baśń.
Mamy trzy próby, ale nie do końca. Mamy walecznego wojownika, ale nie do końca takiego, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Mamy księżniczkę, która nawet przędzie i haftuje, ale dość kiepska z niej księżniczka. Nie chcę tu wymieniać dalej, ani zdradzać szczegółów, bo znajdowanie wszystkich możliwych schematów i odkrywanie tego, co autorka z nimi zrobiła jest najlepszą częścią lektury.
Bohaterowie są z jednej strony odpowiednio baśniowi, z drugiej oryginalni. Fabuła tak samo – z jednej strony jest to baśń, ale bardziej współczesna, trochę feministyczna, na co innego kładzie akcenty, inaczej prowadzi fabułę, żeby wciągnąć czytelnika.
Podobnie jak w Wypiekach defensywnych jest tu trochę Grimma, trochę Disneya i sporo oryginalności opartej na znanych elementach. Jednak Pokrzywa jest zdecydowanie skierowana do starszego czytelnika i to nie tylko dlatego, że główna bohaterka jest dorosła. Historia jest mroczniejsza, bardziej ponura, mniej bajkowa. Bardziej idąca w stronę mrocznych tematów i to tematów, o których w bajkach raczej się nie wspominało. Dla równowagi znajdzie się też trochę humoru, niezbyt duża szczypta, żeby czasem zmienić nastrój i uczłowieczyć bohaterów – tak w sam raz.
Baśniowość też jest w sumie… jedyną wadą. Bohaterowie są trochę mało rozbudowani, a świat ogranicza się do sąsiadujących królestw w ilości dwóch sztuk. Czyli dokładnie jak to w bajkach bywa, ale jednak momentami brakowało mi rozbudowania świata i postaci.
Polecam, przeczytajcie. Nie tylko jeśli chcecie się dowiedzieć dlaczego demony należy zaklinać w kury.