Kosik Rafał – Cyberpunk 2077. Bez przypadku

2 out of 5 stars (2 / 5)
Chyba powinnam zacząć od tego, że w Cyberpunka 2077 nie grałam, nie jestem więc w stanie ocenić na ile książka pasuje do gry klimatem i fabułą. Kojarzę niektóre hasła, nazwy i miejsca pojawiające się w książkowej wersji z materiałów reklamowych gry. I to by było w sumie na tyle.
Te hasła mogą zresztą pomóc graczom dobudować sobie pewne rzeczy w głowie, bo czytelnik niestety za dużo opisów nie uświadczy. Technologia nie za bardzo ich potrzebuje, a resztę można sobie wyobrazić odnosząc się do dowolnej filmowej klasyki gatunku. Co działa bez problemu, bo książkowy Cyberpunk 2077 jest… cóż, przepraszam, ale inaczej trudno to ująć: do urzygania klasyczny i staroświecki.
Niby mamy mieć do czynienia ze światem przyszłości, gangów rządzących miastem, nowoczesnych używek nie tylko w realu, wszczepów wszelakich i wątpliwej moralności tego wszystkiego. Mamy dostać przyszłość może nie świetlaną, ale na pewno jaskrawo oświetloną i wypełnioną po brzegi technologią (również, albo w zasadzie głównie, militarną). I wszystko to powinno nam dać nie tylko możliwości wykorzystania różnorodnych zabawek technologicznych, ale też równie duże możliwości popełniania przestępstw i spełniania, nie zawsze legalnych, zachcianek.
I co dostaje czytelnik? No cyberpunk, tylko taki bardzo mocno à la wczesne lata 90. Johnny Mnemonic, pierwsza ekranizacja Pamięci absolutnej, Ucieczka z Nowego Jorku i tego typu klimaty. Jakby tego było mało, to bohaterowie wypełzli z tej samej piwnicy ze sztampami, co spora część bohaterów rzeczonych filmów – striptizerka o złotym sercu, korporacyjna nimfomanka, szemrany lekarz, który w sumie nie jest taki zły i oczywiście szlachetny najemnik, eh…
Społeczeństwo też jest mocno retro, jak na przyszłość. Do tego stopnia, że to Neon/Night City chyba faktycznie jest oświetlone neonami, bo ledy byłyby jakąś abominacją technologiczną.
Romanse nie dość, że są w mocno przewidywalnej konfiguracji i wszystkie w wariancie instant, wymuszone tylko i wyłącznie imperatywem narracyjnym, to jeszcze tylko hetero. Kluby ze striptizem i nie tylko – tak samo. Nawet nimfomanka, która chyba jest własną nimfomanią znudzona, jest ortodoksyjną heteryczką. Tu nawet nie chodzi o czepianie się braku jakiejkolwiek reprezentacji, ale to świetnie pokazuje jak bardzo konserwatywna i sztampowa jest ta „przyszłość”. Na dodatek wszyscy główni bohaterowie są biali. Poza obowiązkowym Japończykiem w kimonie. W mieście, które zdaje się jest byłym LA… Serio? Jaka machina czasu ich tam przenosiła?
Jest to tak stereotypowe, klasyczne i konserwatywne, że momentami robiło się śmieszne. A momentami było po prostu zbyt przewidywalne i przez to nudne. Albo ja zdecydowanie nie jestem targetem, bo te wszystkie „cyberpunkowe nowości” wykorzystane przez autora/twórców gry już gdzieś widziałam.
Jakby ta książka pojawiła się po Johnnym Mnemonicu, do którego zresztą pasuje dużo bardziej niż do roku 2023, w którym została wydana, pewnie nie czepiałabym się tak bardzo. Bo mimo wszystkich wad świata i bohaterów, jest to całkiem niezły kawałek literatury. Akcja toczy się do przodu całkiem sprawnie, bohaterowie nie pałętają się bez sensu, a Kosik jest autorem doświadczonym i umie operować językiem. Literackich opisów, co prawda, nie znajdziemy, ale nawet mimo ich braku jest tu klimat dystopijnej przyszłości.
Cyberpunk może i nie jest klasycznym SF, może i wywodzi się z lat 70., a z 80. pochodzą największe klasyki gatunku. Ale to jeszcze nie znaczy, że powinien się w tych latach zatrzymać. High tech, low life, czyli kiepskie życie przy zaawansowanej technologii jest hasłem dość uniwersalnym. I naprawdę czekam na porządnego współczesnego cyberpunka. Takiego, w którym kobieta na wysokim stanowisku nie jest abominacją. Gdzie główna bohaterka nie musi być striptizerką. Gdzie Japończyk nie jest szlachetnym strażnikiem tradycji. A bohaterowie zamiast hakować nie wiadomo jakie serwery, raczej korzystają z odpowiednika ChataGTP. Ale na coś takiego pewnie jeszcze sobie poczekam.

Edit: jak się okazuje wcale nie czekałam tak długo.
A Magdalena Salik po raz kolejny przywróciła mi wiarę w Polskie SF, bo nie zgadniecie, co robią bohaterowie Wścieku. I to mimo tego, że cyberpunk to zdecydowanie nie jest.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *