Ninja przez pewien czas byli jednym z ulubionych motywów w filmach klasy B, książkach i grach. Moda na ubranych w czerń Azjatów przeminęła, jednak wyobrażenie ukształtowane przez media pozostało i większość ludzi słysząc o adeptach ninjutsu wyobraża sobie owianego aurą tajemnicy mistrza sztuk walki, skrytobójcę umiejącego przenikać przez ściany i mającego jeszcze inne fantastyczne umiejętności.
John Man wyjaśnia dlaczego ninja powstali i co doprowadziło do ich upadku. Rozważa powody i skutki tajemniczości, i pokazuje ninja jako szpiegów, sabotażystów i skrytobójców, którzy byli mistrzami w swoim fachu, ale którym trudno przypisać jakiekolwiek magiczne umiejętności. Autor opisuje powstanie klanów ninja przez tysiącem lat w prowincjach Iga i Koga (w tym nietypową strukturę obu prowincji, zdecydowanie różniącą się od reszty Japonii), wyjaśnia co mieli wspólnego z adeptami buddyjskiego shugendō (w dużym uproszeniu: trenującymi w górach ascetami). Pomiędzy historię, cytaty i dokumenty wplata fragmenty swojej podróży do Japonii w poszukiwaniu śladów ninja, jednak tych fragmentów jest bardzo niewiele i są dobrze wykorzystane do pokazania prowincji i potomków wojowników cienia. W sposób przystępny (nie trzeba znać od deski do deski historii Japonii) wyjaśnia powody rozkwitu ninja i wojnę jaką wydał klanom ród Tokugawa. Trochę miejsca poświęca też kontynuatorom tradycji – szpiegom wysyłanym do krajów Azji podczas drugiej wojny światowej i Hiroo Onody, który przez trzydzieści lat ukrywał się w filipińskiej dżungli.
Ninja. 1000 lat wojowników cienia, to ciekawie i dobrze napisane kompendium poparte podróżami i źródłami historycznymi, na dodatek solidnie wydane (twarda okładka, kolorowa wkładka). Zdecydowanie pozycja obowiązkowa dla fanów ninja i ludzi zainteresowanych historią Japonii.
————————————————————————————————————-by K.Wal ——
Nawiążę do ostatniego zdania z recenzji Lashany: “Zdecydowanie pozycja obowiązkowa dla fanów ninja i ludzi zainteresowanych historią Japonii.” Po przeczytaniu mniej więcej połowy opracowania zaczęłam się zastanawiać, czy ta książka jest jeszcze dla kogoś poza wymienionymi przez Lashanę grupami czytelników. I mam pewne obawy, że jednak nie. Tak naprawdę bowiem w atrakcyjnej oprawie dostaliśmy traktat filozoficzno – historyczny. Nie przeczę, że interesujący. Nie przeczę, że wartościowy. Ale też nad wyraz specyficzny. Mnie osobiście zmęczyło przebijanie się przez rozważania co który znaczek kanji przedstawia i jak się czyta – z chińskiego a jak z japońskiego. Nie ukrywam też, że nie podobają mi się podstawy moralności ninja – w największym skrócie – dobre i moralne jest to co jest uznawane za dobre dla naszej grupy. Jakoś mi się to “spięło” z nazizmem i zdecydowanie od czytania odrzuciło. Być może, gdybym miała więcej czasu (albo mniej książek na półce) powróciłabym do lektury tej pracy. Jak na razie jednak podziękuję.