Tytuł… cóż, jest jaki jest. O dziwo nie wydała tego Agora, tylko Pruszyński. Ale i tak, podobnie jak recenzowane przez Varana Pastwisko, książka może odstraszać, nawet tych siedzących na krawędzi. I trzeba przyznać, że tytuł jest właśnie jednym z głównych problemów tej książki.
Jest alarmujący, straszący i clickbaitowy. Zapowiadający niemałe sensacje i rewolucje. Nic bardziej mylnego. Autorzy nie wyciągają po raz enty grzechów Kościoła, nie rozważają problemu pedofilii, defraudacji czy innych nadużyć. Czy po tytule domyśliłby się ktoś, że panowie rozmawiają o filozofii, analizują Biblię i odnoszą się do korzeni chrześcijaństwa? No nie bardzo.
Przyznaję, że nie zamierzałam czytać Chrześcijaństwa, mnie również odstraszył tytuł. Ale kiedyś wpadłam na wywiad z jednym z autorów, a w nim na fragment książki.
Autorzy niejako mimochodem i przy okazji rozprawiają się z dylematem, czy to postawa Kościoła jest wypaczeniem idei chrześcijańskich, czy idea była taka od początku. I robią to czepiając się słówek, analizując cytaty, tło historyczne i teorie teologów. I rozkładają na czynniki pierwsze takie pojęcia jak „bliźni” i „miłosierdzie”. Bardzo dobrze się to czyta, trochę jak historyczno-językowe zagadki detektywistyczne, trochę jak analizę historyczną, trochę jak próbę dokopania się do korzeni. I w sumie już samo śledzenie tego procesu może być ciekawe, jednak jeszcze ciekawsze są wnioski, do jakich autorzy dochodzą.
Powiedziałabym, że polecam z czystym sumieniem, ale poza wspomnianym już tytułem mam parę „ale”. Niestety nie znajdziemy tu bibliografii, mimo że autorzy nie raz i nie dwa przerzucają się odnośnikami do dzieł teologicznych i filozoficznych, nie zawsze przy tym podając tytuł. Po drugie – spora część przykładów zahacza w jakiś sposób o holokaust. Ja rozumiem, że jest to temat, którego nie sposób zbagatelizować i przeoczyć, ale powracanie do niego raz za razem trochę psuje ten efekt. A po trzecie i najważniejsze – panowie nie wspominają nigdzie ile razy, kiedy i dlaczego Biblia, którą analizują tak zawzięcie, była przepisywana, zmieniana i modyfikowana. Owszem, jest spore prawdopodobieństwo, że autorzy skupiając się na bazowych pojęciach otrzymaliby podobne wnioski opierając się na innej wersji, ale po pierwsze – tego nie wiemy. A po drugie – skoro już uświadamiać czytelnika, to wypadałoby podać wszystkie fakty, również te, które mogą być sprzeczne z założoną tezą.
Mimo wszystko polecam – odkrywcza lektura, na dodatek dobrze się czyta, bez przysypiania nad teoriami filozofów.