(0 / 5)
Tytułowy Borwar jest półwampirem, przedstawicielem klanu Upadłych Aniołów, który ma za zadanie doprowadzić Tomasza z klanu Atlantis na zjazd rodów w Szwecji. Na drodze stają im wilkołaki i inne stwory stojące po ciemnej stronie mocy, a wyprawa jest przeplatana wykładami na temat innych klanów: krasnoludów, yeti, skrzatów i syren, które pałętają się po Ziemi i od czasu do czasu z pomocą portali odwiedzają inne planety.
Książeczka ma 180 stron, przez które ledwo przebrnęłam.
Fabuły nie ma praktycznie wcale – podróż na zjazd jest tylko pretekstem do filozoficzno-bełkotliwych tekstów o naturze dobra i zła, i zbiorem pomysłów autora na światotworzenie, które niczego się nie trzymają – ani siebie, ani sensu, ani logiki, ani fabuły. Jest tu całe stado nadprzyrodzonych istot, które mają być tłem dla siły zajebistości bohaterów, bo innego sensu trudno się doszukać. Trudno się też doszukać jakiejkolwiek redakcji – zdania na cały akapit, dziwna odmiana przez przypadki, galopujące stada literówek, błędy ortograficzne – ród pisany jako rud (i nie mówimy tu o złożach metali). Kiedy dotarłam do fragmentu, gdzie ktoś próbował się komunikować za pomocą doczepianej do pasa mikrofalówki, doszłam do wniosku, że redakcji z pewnością nie było. Żadnej.
A teraz uwaga, będą cytaty. Dużo cytatów. Bo tym razem, parafrazując, cytat będzie wart więcej niż tysiąc recenzji.
Znajdziemy tu między innymi takie głębie filozoficzne jak:
”[…] a samo słowo BYT jest rozumiane jako funkcjonowanie, czyli istnienie życia, a więc i czasu.” Mnie na filozofii przyrody inne rzeczy mówili, no ale…
Albo: „Przyroda natomiast jest łącznikiem między nimi obydwoma [dobrem i złem], ponieważ była, jest i będzie zawsze dzika, walcząc o przetrwanie, dając tym samym siłę oraz schronienie dla obu mocy określanych jako boskie. Boskimi bowiem w mitologii greckiej byli dobrzy i źli bogowie, a w Biblii diabeł to upadły anioł, który także jest tworem boskim”.
Jakoś nie kupuję tej filozofii, więc przejdźmy do opisów wszelakich:
„Mówiło się, że jest trochę szalony i czasem gada od rzeczy, ale każdy go lubił i jego opowieści ze swych przygód po świecie, jakich nie brakowało podczas imprez integracyjnych”.
Niech mi ktoś to zdanie rozrysuje. Oni jeździli po świecie na imprezy integracyjne, podczas których przeżywali przygody, tak? Czy też opowiadający samotnie się integrował po świecie…
„Jeszcze kilkanaście lat temu stanowiłem w Polsce oddział jednostek szybkiego reagowania na zło […]”. I teraz zagadka: czy jest to zła stylistyka, czy te jednostki były bardzo jednoosobowe?
„Można go było zawsze łatwo rozpoznać poprzez głos i zabawny ubiór w stylu iście prawie że z połączenia hipisa z długimi, kręconymi siwymi włosami […]”. Iście, powiadam wam, ja już mam dość, a to dopiero pierwszy rozdział.
W drugim dowiadujemy się, że wampiry piją sake i popełniają seppuku. Co jest o tyle ciekawe, że wśród japońskich potworów nie ma odpowiedników wampirów. Cudzołóstwo jest efektem opętania przez demony. Św. Stanisław był wilkołakiem, a Jezus półwampirem (ale nie ma się co martwić, wampiry to ci dobrzy). Kościuszko też był półwampirem. A Kopernik była kobietą. A przepraszam, to akurat nie ta bajka. W tej piszą, że „S” w herbie oznacza atlantydzki ród Szreniawa. Idę poszukać czegoś z „Ż” jak Żubrówka, nie musi być z Atlantydy.
Wszystkiego tu pełno – wilkołaków, wampirów, mitologii rodu wziętej z powietrza (znaczy fantasy i obcych planet). Długich rozważań o istocie dobra i zła a la Coelho. Mało sensu i fabuły. Dużo bełtania fantasy, religii, historii i filozofii w proporcjach różnych, ale za każdym razem dających danie niezbyt świeże i bardzo ciężkostrawne. Dużo błędów wszelakiego typu i bardzo dużo Blasku. Dużo za dużo Blasku.