Percy ma pecha. Wyrzucają go z każdej szkoły (zazwyczaj nie z jego winy), marnie się uczy, koledzy go nie lubią i na dodatek podczas szkolnej wycieczki wpada na… harpie. Mitycznego stwora oczywiście udaje mu się utłuc bez większego problemu za pomocą magicznego długopisu. Potem dowiaduje się, że jest synem Posejdona i jakby tego było mało ląduje w środku konfliktu między bogami, bo ktoś ukradł Zeusowi błyskawice. Kolejny biedny małolat musi ratować świat.
Książki zalatują na kilometr Harrym Potterem – chłopak, który niezbyt dobrze się uczy i ogólnie rzecz biorąc, poza talentem do wpadania w kłopoty, niczym się nie wyróżnia nagle dowiaduje się, że jest niezwykły. Ląduje w innych realiach (powiązanych ze zwykłą rzeczywistością) i tam poznaje swojego najlepszego przyjaciela – wiernego, ale niezbyt inteligentnego i inteligentną, trochę arogancką dziewczynę. Brzmi znajomo? Podobieństw jest więcej: w obozie dla herosów mamy: podział na domy, osobne stoły podczas posiłków, magicznie pojawiające się napoje, gry drużynowe, w których można zdobić prestiż, wroga poznanego pierwszego dnia i obowiązkową ciszę nocną itp. itd.
Harry Potter, poza tym, że jest pierwowzorem, ma też porządny język, humor i ciekawych bohaterów (w tym drugoplanowych) i nie ma w nim proangielskiej propagandy. W Percym Jackonie tego wszystkiego brakuje i mimo że jest oparty na greckiej mitologii, to bogowie są tam gdzie jest centrum świata, czyli w USA. Wszystko jest tak amerykańskie, że aż się źle robi, od hamburgerów i coli zaczynając, a kończąc na tym, że wszystko co nie jest w Ameryce to koniec świata. Czarny charakter pojawia się w pierwszym tomie i wiadomo, że będzie trzeba z nim przetrwać aż do końca serii, jednak w porównaniu z Voldemortem to jest raczej osiedlowym pseudokibicem niż czarnym charakterem. Główni bohaterowie: Percy, Grover i Annabeth przez 5 tomów starzeją się fizycznie, ale nie ewoluują – od początku mają takie same cele, marzenia, charaktery i zainteresowania sercowe. Jedynymi wyjątkami są: najciekawsza moim zdaniem (ale też najbardziej poboczna) Rachel Elizabeth Dare, która jest człowiekiem, a nie herosem i dla odmiany wykazuje się charakterem i podejściem innym niż „zabijmy wszystko co stanie nam na drodze” typowym dla Percy’ego oraz Nico – odludek i najmłodszy z bohaterów serii. Podobnie jest z zagrożeniami – bohaterowie już od pierwszego tomu narażają życie i ratują cały świat, co jest trochę nużące.
Językowo całość jest gorsza niż seria Rowling, słownictwo, opisy, oddanie emocji i dialogi są takie sobie (przynajmniej jeśli chodzi o oryginał). Tytuły rozdziałów porażają patetyzmem i sztucznością. Pomysł wykorzystania mitologii mi się spodobał i dlatego zaczęłam serię czytać. Co prawda odniesienie wszystkiego do wspaniałych/wielkich/niepokonanych Stanów jest irytujące, ale niektóre mity są ciekawie przystosowane do współczesności i zmienione na potrzeby książki (położenie królestwa Hadesa, to czym zajmuje się Hefajstos, Ares jeżdżący na motorze, labirynt Dedala itp). Trzeba przyznać, że autor wyciągnął z mitów co się dało pracując też nad ograniczeniami bohaterów, ich przygodami i wyjaśnieniem czemu po współczesnym świecie biegają (podobno zabici dawno temu) Minotaur czy Meduza. Główne wątki w kolejnych tomach są oparte na znanych mitach: złote runo, labirynt Dedala, walka z Tytanami. Do tego mamy trochę wątków pobocznych (poszukiwanie Pana, romanse Afrodyty, hobby Hefajstosa) i jeśli ktoś zna mitologię, ale nie jest do niej zbyt przywiązany powinien się nieźle bawić śledząc pomysły autora (na przykład aktualne zajęcie Dionizosa jest dosyć… ciekawe ).
Całość jest opisana z perspektywy pierwszej osoby co wypada średnio, bo autor za wszelką cenę chce się przypodobać czytelnikom i często gęsto pojawiają się teksty o męczącej/głupiej szkole, nauczycielach (lub dorosłych w ogóle) idiotach/durniach. Może jestem za stara, ale mnie to nie bawi, tym bardziej, że nie ma zastosowania w uniwersum książki i większość z tego jest rzucanymi na siłę tekstami. Za to wszystkie wady Percyego: ciężka dysleksja, ADHD i jeszcze parę innych mają się niby stać zaletami, ale czytelnik od czasu do czasu może tylko załamać ręce widząc niektóre pomysły bohatera.
Pierwsza część doczekała się w 2010 roku ekranizacji (w 2013 będzie następna, co mocno mnie ciekawi, bo scenarzyści sami utrudnili sobie produkcję sequela). Co prawda fabuła filmu niewiele ma z pierwowzorem wspólnego, ale jeśli komuś podobał się filmowy Złodziej Pioruna to polecam książkę – historia jest bardziej sensowna, rozbudowana i nie ma w niej dziur logiczny wyprodukowanych przez scenarzystów.
Jako całość jest to marna kalka z Harrego Pottera, jednak jeśli spojrzeć na serie Ricka Riordana jako osobny pomysł, a nie popłuczyny po Hogwarcie, to mimo wszystko trzeba przyznać, że całość jest przemyślana, nieźle napisana i pomysł wykorzystania greckich mitów jest ciekawy. Niestety brakuje w niej… magii i nawet jakby pojawiła się pierwsza to nie miałaby szans za sukces Pottera. Niestety autor nie zamierza skończyć na 5 tomach i już pisze spinoff z rodzeństwem jednego z bohaterów w roli głównej, który docelowo też ma podobno mieć 5 tomów. Trzeba przyznać, że Percy (zwłaszcza w USA) sprzedawał się nieźle, ale to już jest trochę odcinanie kuponów.
Jeśli ktoś jest w stanie przeżyć amerykański patriotyzm regionalny to polecam chociaż pierwszy tom – dla porównania z HP i jako mitologiczno-fantastyczną ciekawostkę.
Całość – przeciętniak, jeśli się przymknie oko na to, że autor korzysta z cudzych pomysłów, jeśli komuś skacze ciśnienie na myśl o US i kopiowaniu cudzych produkcji – lekka chała.