Tworzenie fabuły osadzonej w jakichkolwiek realiach historycznych jest rzeczą wyjątkowo skomplikowaną: tu autora w poczucie estetyki cisną zupełnie nietwarzowe mundury, tam – nieodpowiednie stopnie wojskowe, wreszcie zaś fakt, że pewnych osób na pewnych stanowiskach w pewnych latach zwyczajnie nie było.
Sądziłem, że taki problem można rozwiązać na trzy sposoby. Po pierwsze – zacisnąć zęby i się dostosować, ostatecznie przebudować fabułę tak, by unikała niewygodnych elementów. Po drugie – osadzić akcję w jakimś hybrydowym książkowym Nigdziebądź, gdzie jesteśmy panami sytuacji. Najwyraźniej jest jeszcze opcja trzecia – napisać książkę osadzoną w “realiach” historycznych, pozmieniać sobie co się nie spodobało, a na końcu książki bez zażenowania rąbnąć kilkustronicowy załącznik wyjaśniający różnice między Rosją historyczną a Rosją made by Przechrzta.
I w imię czego to wszystko?