Mam problem z Cesarstwem. A nawet kilka. Pierwszym jest standardowy brak zrozumienia dla zachwytów połowy internetu nad tą książką. Drugim jest to, że oficjalnie nie jest to literatura dla młodzieży, choć wiek bohaterów i rozłożenie fabularnych akcentów idealnie pasowałyby do młodzieżówki, a mimo to jakimś cudem powiela wszystkie jej schematy, tropy i sztampy. A trzecim jest to, że całość można podsumować stwierdzeniem: „czytajmy szybko, zanim dotrze do nas, jak bardzo jest to bez sensu”.
Z tym szybkim czytaniem nie ma najmniejszego problemu. Przez tekst płynie się lekko, łatwo i przyjemnie. Dialogi nie zgrzytają, opisy pięknie malują pustynne krajobrazy i prawie czuje się gorący wiatr. I nie czuje się najmniejszej potrzeby, żeby zatrzymać się i zastanowić nad jakimś fragmentem, żeby nie stracić tej płynności. Z jednej strony brzmi jak idealna książka i dzięki temu dość solidną cegłę można pochłonąć w trzy wieczory. Z drugiej – w trakcie czytania nie dociera do człowieka jak bardzo bez sensu jest wiele rzeczy, jak wiele jest niedopowiedzeń, jak bardzo ten świat trzyma się tylko na krzywych szwach i jak bardzo nie istnieje poza fragmentami pokazywanymi akurat przez autorkę. Po chwili zastanowienia całość szybko zaczyna przypominać teatr – w ładnych i rozbudowanych dekoracjach, ale jednak nie jest to świat, który przekonująco żyłby własnym życiem.
Cesarstwo jest tym rzadkim przypadkiem, kiedy klasyfikacja książki nie tylko ma znaczenie, ale też jest na dodatek problematyczna. Oficjalnie nie jest to książka dla młodzieży – z przyczyn dla mnie kompletnie niezrozumiałych, bo nie ma tu nic ponad to, co można znaleźć w każdym YA. Za to jest sporo znanych schematów i tropów. I jeśli byłoby to YA, byłoby to dobrze napisane, bardzo rozbudowane i mniej schematyczne Young Adult. I nie narzekałabym tak bardzo. Problem w tym, że oficjalnie jest to książka dla bardziej dorosłego czytelnika. I tu zaczyna się problem, bo jak na „adult fantasy” jest zdecydowanie zbyt schematyczna, za bardzo skupiona na romansie, niedopowiedziana i z za mało rozbudowanym światem.
Mehr jest córką gubernatora. Jej matka wróciła na pustynię, skąd pochodzi jej lud i nigdy nie poślubiła ojca dziewczyny. Ojciec ożenił się z szlachcianką z Cesarstwa. Macocha nie przepada za Mehr, z wzajemnością, za to obu zależy na młodszej siostrze dziewczyny – Arwie. Niby klasyk klasyków, ale konflikt jest ciekawie pokazany i obie strony mają swoje racje, co było miłą niespodzianką. Dziewczyną opiekuje się przyjaciółka matki, która przekazuje jej tradycje ludu. Kiedy Mehr wychodzi z domu gubernatora, nieopatrznie zwraca na siebie uwagę ludzi Mahy – lokalnego Proroka, który zmusza ją do małżeństwa z jednym ze swoich Mistyków.
I jest to całkiem niezły początek intrygi, o której dowiadujemy się stopniowo coraz więcej. Mehr i Amun również zachowują się całkiem rozsądnie (do pewnego momentu) i mało impulsywnie jak na bohaterów młodzieżówek. Jednak szybko ciężar fabuły zaczyna się przesuwać z intrygi politycznej na romans, a informacje, których bym oczekiwała nigdy się nie pojawiają. Co dzieje się z Arwą i dworem ojca dziewczyny? Kim jest Maha i jego Mistycy? Jak tak naprawdę działa Cesarstwo i czemu wiele postaci jest w nie zapatrzone? Czy to tylko propaganda, czy jednak coś więcej? Jak w sumie działa magia w tym świecie? Czym jest Ogień Snów, poza poetyckimi opisami? Jest tu za mało szczegółów świata, a próby pokazania trochę szerszej perspektywy w zasadzie nie istnieją.
Bohaterowie są sympatyczni, ich czyny mają uzasadnienie i mimo tego, że popełniają błędy, często są one uzasadnione brakiem doświadczenia lub wiedzy. Szkoda tylko, że drugoplanowi bohaterowie to bardziej ożywione schematy niż pełnokrwiste postacie.
Dla mnie plusem były echa Diuny, które pojawiały się od czasu do czasu. I to nie tylko dlatego, że pustynia odgrywa w powieści dużą rolę, tak samo jak lud pustyni.
Nie jest to zła książka, czyta się przyjemnie, bohaterom można kibicować, a fabuła mimo pewnych dłużyzn wciąga. Jednak jeśli byłaby to literatura dla młodzieży, powiedziałabym, że jest to świetna książka z bardziej rozbudowanym światem i sensowniejszym potraktowaniem romansu, niż to często bywa. Jako fantasy… cóż, za dużo tu schematów, niedopowiedzeń, przewidywalności i skupienia na romansie. Ot, sympatyczne czytadło w rzadko spotykanym klimacie i dekoracjach.