Stephanie i Karl zostają wysłani na szkolenie do Landing, gdzie muszą się zmierzyć nie tylko z materiałami do nauki i tonami nowych informacji, ale też z klimatem do którego nie są przyzwyczajeni i nową intrygą mającą na celu zdyskredytowanie Steph i treekatów.
Na Sphinksie skończył się sezon pożarów lasów, jednak nie oznacza to końca kłopotów – na planetę przybywa nowa ekipa antropologów i jakby to nie było wystarczającym nieszczęściem jeden z klanów kotowatych, którego terytorium spłonęło trafia na wrogo nastawiony klan, który nie tylko nie zamierza się podzielić swoją ziemią, ale nie zamierza też zezwolić im na przejście przez swój teren.Wojny czytało się lekko, łatwo i przyjemnie – wartka akcja, kilka wątków (w tym jeden z perspektywy treekatów) i zmiana punktów widzenia połączone z nauką, intrygą i romansem dają bardzo dynamiczną mieszankę.
Jednak po zamknięciu książki czułam spory niedosyt. Stephanie i Karl zostali wysłani na szkolenie na inną planetę nie po to, żeby rozwijać swoje umiejętności i karierę, ale żeby dało się bez problemu sprowadzić ich do roli bohaterów drugo, a nawet trzecioplanowych – scenek ze szkolenia jest tyle co kot napłakał, są krótkie i potraktowane trochę po macoszemu. Z kolei dwójka, która została na Sphinksie, czyli Jessica i Anders w porównaniu z nimi samymi z poprzednich tomów (a tym bardziej w porównaniu z Stephanie i Karlem) wydają się być bezbarwni, schematyczni i papierowi.
Całe szczęście całość ratują treekaty; fragmenty z rdzennymi mieszkańcami planety nadal są ciekawe, pokazują świat z innej perspektywy i odsłaniają przed fanami universum Honor Harrington coraz to nowe fakty o sześciołapych krewnych Nimitza.
Niestety w części gdzie głównymi bohaterami są „dwunogi”, fabuła skupia się na życiu uczuciowym bohaterów i jak autorom należą się brawa za podjęcie dosyć trudnego tematu i za rozsądne podejście do niego, to mieszanka romansu z kronikami treekatów jako całość niezbyt przypadła mi do gustu. Tym bardziej, że cała fabuła związana z ludzkimi bohaterami w bardzo niewielkim stopniu popycha akcję serii do przodu i jest raczej pretekstem do pokazania kilku sytuacji, które mogą pojawić się w związku i którymi autorzy postanowili się zająć. Tak jak Czas ognia Wojny Treekatów są skierowane przede wszystkim do młodszych czytelników, jednak jest tu mniej baśniowości i więcej treekatów, dzięki czemu mogą się też spodobać trochę starszym fanom serii, którzy wykazują większą tolerancję do wątków romansowych.
Mam dużą nadzieję, że autorzy w następnych tomach zajmą się bardziej akcją niż przedstawianiem wątków moralno-życiowych, bo w tym tempie seria z science fiction dla (młodszej) młodzieży zmieni się w coś, co będą czytać tylko zatwardziali fani Honor Harrington i to raczej z poczucia fanowskiego obowiązku niż dla przyjemności.