(2,5 / 5)
Tytułowy raban to hasło papieża Franciszka, a bohaterami reportażu są jego wysłannicy. Czasem jak najbardziej dosłownie, a czasem po prostu duchowni, którzy popierają potrzebę zmiany, potrzebę rabanu i zrobienia w Kościele małej rewolucji.
Trochę nietypowa jest to rewolucja, bo polega na… wyidealizowanym powrocie do korzeni – do początków chrześcijaństwa, małych wspólnot, żonatych księży i kapłanów, którzy pomagają biednym inaczej niż zbierając na tacę. I nikt nawet nie zająknie się o paleniu heretyków i walce ogniem i mieczem z innowiercami. Odświeżające podejście.
Podobnie odświeżająca jest wizja biskupa mieszkającego w slumsach czy kobiet celebrujących mszę w prowincjach, które przez lata nie widzą “prawdziwego” księdza. Msze dla gejów, chrześcijanie i muzułmanie wspólnie spędzający święta w kościele. Argentyna, Londyn, Bruksela. Nawet ateistyczne Czechy. Zresztą rozdział o ukrytym kapłaństwie w Czechach jest jednym z ciekawszych w całej książce. Polska… cóż nasi patriarchowie dostaliby apopleksji na samą myśl.
Całość czyta się lekko, bohaterowie reportaży są sympatyczni i trudno jest nie kibicować ich pomysłom. Jednak całość mnie nie porwała, może to kwestia tematyki, może stylu autora – do którego co prawda nijak nie mogę się przyczepić, ale który mi po prostu niezbyt odpowiadał. A może po prostu książka nie wciągnęła mnie dlatego, że tam gdzie autor widzi wyjątki dające nadzieję na zmianę, ja widzę wyjątkowe postacie, których jest za mało, by mogły coś zmienić.
Dla zainteresowanych tematem.