Lektura poprzedniego tomu przygód Felixa Castora zachęciła mnie do sięgnięcia po kolejną część przygód egzorcysty – detektywa. Tym razem jego zadaniem jest wyjaśnienie, z jakiego powodu jeden z kumpli egzorcystów nie tylko popełnił samobójstwo, ale co gorsza również zgeistował zamieniając własny dom i życie wdowy w nomen omen piekło. A jednocześnie Fix musi wypełnić zlecenie – czyli dojść do tego z jakiego powodu zwykły facet, budowlaniec dokonuje nagle brutalnego mordu na tle seksualnym w trakcie którego przemawia głosem kobiety! I znowu, podobnie jak w tomie poprzednim szybko przekonujemy się, że te dwa pozornie nie związane ze sobą wątki są jedynie dwiema stronami tego samego niezbyt pięknego medalu. A gdzieś w tle spraw nie z tego świata plączą się wątki związane jak najbardziej z „tu i teraz” – to sprawa nieszczęsnego przyjaciela Felixa, którego ten, w nieudolnej próbie ratowania przed demonem na zawsze związał z piekielnym stworem. Rafael Ditko i jego demoniczny pasażer na gapę to prawdziwe przekleństwo Castora. Raz, że Felix ciągle ma wyrzuty sumienia z powodu nieudanej interwencji która związała dwa jestestwa, dwa, że w poprzednim tomie Felix musiał wybrać pomiędzy ratowaniem świata a uwolnieniem duszy przyjaciela od potwora. Wybrał świat, ale śmiertelnie naraził się Pameli – przyjaciółce Rafaela, trzy, że zwrócił na duet Asmodeusz- Ditko uwagę paramilitarno religijnej organizacji Anathemata Curialis oraz, co chyba jeszcze gorsze, tajemniczego instytutu badań nad .. jakby to powiedzieć… może nad bytami dziwnymi. Felix pracował w nim kiedyś i za żadne skarby nie chce pozwolić aby jego opętany przyjaciel wpadł w łapy bezwzględnej dyrektor tego przybytku. Tak czy inaczej akcja rozwija się galopująco. Intryga jest podawana w sposób inteligentny, więc znowu gubimy się w tropach śladach i poszlakach. Pomysł dusz przestępców „przesiadających się” z ciała w ciało i w ten sposób niejako nieśmiertelnych jest intrygujący i jak dotąd niezbyt ograny. Autor rozwija też wątek wilkołaków – tym razem zamiast jednej istoty zwierzęcej opanowanej przez ludzką duszę wprowadza kolonię zwierząt tworzących ciało wilkołaka. ( W tym miejscu przypomniał mi się motyw jednopochwyconych z malazanskiej księgi umarłych. Nie zdziwiłabym się gdyby okazało się, że Malazańska była w kwestii wilkołaków inspiracją dla autora cyklu o Felixie. ) Jednym słowem mamy wilkołaka – społeczność kotów. Pomysł jednocześnie przerażający i odrażający. Bodaj pierwszy w całym cyklu który mnie naprawdę zbrzydził.
Może nie czyta się już z takim przytupem jak Błędne ognie, ale w dalszym ciągu odkłada na półkę z zadowoleniem