Katarzyna Wielka nie zawsze była wielka. Ba, nie zawsze była nawet Katarzyną. Był czas kiedy była Zofią, młodą i dość naiwną dziewczynką przywiezioną na dwór carycy Elżbiety po to by spełnić jej wymagania, czyli dać Rosji dziedzica i by spełnić wymagania swojej własnej matki – czyli dać rodzinie bogactwo i splendor. Teoretycznie oba wymagania się uzupełniają. Praktycznie… okazuje się, że co do Zofii/Katarzyny swoje plany i swoje wymagania ma jeszcze całkiem liczna grupa ludzi. I zaczyna się wielka gra o władzę. Rzucona w sam środek mniejszych i większych zakulisowych wojenek, przesuwana jak pionek po planszy, otoczona ludźmi którzy czyhają na jej najmniejszy błąd, Zofia wydaje się być całkowicie bezradna i skazana na pożarcie. Jednak przyszła Katarzyna Wielka była dzieckiem wystarczająco inteligentnym, żeby zorientować się na czas, w zawiłościach rozgrywek toczących się w cieniu wielkiej carycy. Bowiem o tym co pomyśli, powie, zrobi, caryca Elżbieta – tak naprawdę decydują koterie jej zauszników i rozgrywana przez nich batalia szpiegów. Kto podsunie lepsze dowody przeciwko konkurentom, zrobi to sprawniej i lepiej, kto pierwszy zdoła ustawić najbliżej cesarskiego ucha swojego człowieka ten wygra. Tak plecie się fabuła tej książki. Walkę o przetrwanie Zofii, późniejszej Katarzyny Wielkiej obserwujemy niejako z cienia – oczyma kobiety którą los, ustawił najpierw w pozycji szpiega kanclerza Bestużewa, a później w bardzo niebezpiecznej roli szpiega wszystkich. Widzimy więc jak pod powierzchnią dworskiego życia trwa bezpardonowa walka buldogów, jak łamią się charaktery, wyrastają sojusze, rwą nici przyjaźni i zaufania. I podobnie jak główna bohaterka Barbara dajemy się uwieść Katarzynie i snutej przez nią intrydze. Wierzymy w jej niewinność, w to, że jest przez wszystkich krzywdzona, wierzymy w jej uczucie dla Stanisława Poniatowskiego. Razem z Barbarą zżymamy się na okrucieństwo jakim jest odebranie matce dziecka tuż po porodzie. Zastanawiamy, czy gdyby Katarzyna mogła wychowywać syna jej losy i losy całej Europy potoczyłyby się inaczej.
Książka napisana bardzo dobrze, choć może bez tego błysku jaki cechował Carycę. Nie pozwala jednak czytelnikowi pozostać obojętnym, a o to przecież chodzi.
Dobra z plusem