Kiedy zaczęłam czytać Oczekiwaną, pierwszą moją reakcją było – “oho, znowu ktoś wziął się za modny temat”. Nie da się ukryć, że motyw “królewskiej Krwi” wciąż jest swoistym pisarskim samograjem, gwarantującym sukces literacki. No, może niekoniecznie literacki – ale sukces wydawniczy niemal na pewno. Tajemnica, magia, siły nadprzyrodzone, mistyka, zakwestionowanie tego co już znamy czyli przepis na książkę a’la Dan Brown tylko w wersji light i z nieco innej strony. Im bardziej jednak wgłębiałam się w fabułę, tym bardziej okazywało się, że podobieństwa do Dana Browna są w gruncie rzeczy mocno powierzchowne.Autorka opowiada nam alternatywną historię biblijną. Maria Magdalena jest w niej żoną Chrystusa i ma z nim dzieci. Wydawałoby się, nihil novi sub sole. A jednak jest w tej książce coś odmiennego od dotychczas prezentowanych opowieści z rodzaju “katarzy, święta krew i tajemne bractwa”. Przede wszystkim – powieść nie jest tak sensacyjna jak można byłoby się po niej spodziewać. Owszem, występują w niej tajne stowarzyszenia, ale autorka nie epatuje ich tajemniczością czy rytuałami. Czarne charaktery owszem są, ale kręcą się tak naprawdę po obrzeżach fabuły, intryga jest ale w zasadzie jej nie ma, zupełnie jakby autorka dawała nam do zrozumienia, że nie o to tutaj chodzi. Nie mamy tutaj również popisów erudycji i znajomości tajnych znaków, bo te w zasadzie nie są specjalnie ukryte i każdy kto coś wie odnajdzie je bez większego trudu. Novum polega przede wszystkim na sposobie popatrzenia na rolę kobiety w historii w ogóle, a na w kościele w szczególności. I pokazanie, jak ta historia mogłaby wyglądać, gdyby nie pisali jej mężczyźni, przekonani o tym, że kobiety to istoty nieczyste, ladacznice, gorsze itd. itp.
Bohaterowie, którzy posłużyli jako motyw do opowiedzenia całej historii nie wzbudzają specjalnego zainteresowania. Nie przejmujemy się ich losami. Mamy świadomość tego, że nie oni są najważniejsi, że nie mogą zasłaniać głównej bohaterki i jej przesłania. Przedstawiona w książce wizja historii Jezusa i Marii jest po ludzku piękna. Niby to to samo co znamy z Nowego Testamentu a jednak.. jednak jest inaczej. I mimochodem zaczynamy zastanawiać się. Nie nad przesłaniem Jezusa, bo to się nie zmienia. Ale nad tymi, którzy później ponieśli to przesłanie w świat – na ile byli wierni temu co miało być przekazane, a na ile ich własne ludzkie słabości, wychowanie, przekonania przesłoniły Ewangelię.
Książkę czyta się lekko szybko i bez wysiłku. To co najmniej może się podobać (a co mnie nie spodobało się w ogóle to przekonanie autorki, że to właśnie ona jest Oczekiwaną, następczynią Marii Magdaleny i że spisuje własne doświadczenia i przeżycia. Licentia poetica licentą poeticą, a ja tego zwyczajnie nie kupuję….
Wakacyjna książka do przeczytania w jedną noc.