Monzcarro Murcatto, Wąż Talinsu, generał, dowódca Tysiąca Ostrzy, świetny strateg i taktyk, równie dobry szermierz. Wrogowie jej się boją, towarzysze podziwiają a przyjaciele… cóż Monza jest zimna, bezwzględna i niebezpieczna, poza swoim bratem Brenną nie ma przyjaciół. Jednak jest bardzo popularna wśród ludu, zdaniem księcia Orso, który jej płaci, zdecydowanie zbyt popularna.
Jak wiadomo ci, których popularność zagraża władzy zostają wyeliminowani. Brenna ginie, a Monza przeżywa czystym przypadkiem. Oficjalnie martwa, oszpecona i okaleczona wojowniczka postanawia wynająć odpowiednich pomocników.
Siedmiu zabójców.
Siedem ofiar.
Siedem miast.
Zabójcy to piękna parada psychopatów i chodzący zbiór patologii i zaburzeń. Od zgorzkniałej, bezwzględnej i napędzanej rządzą zemsty Monzy zaczynając. Do tego mamy seryjnego zabójcę, który ma obsesję na punkcie liczb – Przyjaznego, genialnego i infantylnego truciciela Castora Morveera i jego asystentkę – Dzionek, do tego znanych z Trylogii Pierwszego Prawa: Caula Dreszcza – barbarzyńcę, który chciałby czynić dobro, Nicomo Coscę – seryjnego zdrajcę i ciężkiego alkoholika, i Vitari – zimną zabójczynię, która jest chyba najnormalniejsza z nich wszystkich.
Do tego mamy siedem wysoko postawionych i dobrze chronionych ofiar w siedmiu miastach. Każde miasto jest inne, z innym klimatem i oczywiście innym sposobem na zabójstwo. Można też powiedzieć, że każde z miast jest trochę bohaterem powieści – z różną kulturą, budownictwem i klimatem ubarwiają opowieść i rozbudowują znany z Trylogii świat.
Jeśli chodzi o Trylogię Pierwszego Prawa to Zemstę spokojnie można czytać bez jej znajomości, zwłaszcza jeśli nie ma się w planach czytania tych trzech cegieł (chociaż polecam – warto). Jednak raczej nie polecam czytania najpierw Zemsty a potem reszty, albo czytania historii Monzy w przerwie między kolejnymi tomami – jak niezbyt to wpłynie na odbiór historii vendetty, tak może nam dość mocno zaspoilerować zakończenie Ostatecznego argumentu królów.
Świat stworzony przez Abercrombiego jest zimny i mroczny. Jeśli ktoś czytał Pierwsze Prawo to zapewniam, że wtedy autor dopiero się rozkręcał. Wszystko tu jest brutalne, zimne, bezwzględne – świat, ludzie, seks i język. Osiemset stron krwi, zdrad, trupów, zawiedzionych nadziei i zemsty. Zemsty bez względu na cenę.
Dostajemy dużo planowania, knucia, zabójstw, szybkiej akcji i szczyptę klimatycznych monologów wewnętrznych. Czytało się to fajnie, akcja wciąga, bohaterowie mimo że niesympatyczni są ciekawi jednak około 3/4 książki miałam dość. Ogólny mrok, bezwzględność i zło trochę mi się przejadły i zaczęły uszami wylewać. Owszem – klimat i charakter bohaterów jest utrzymany przez całą książkę i nie można mieć do autora pretensji, że gdzieś mu się bohaterowie samowolnie rozłażą, albo że charakter nie wiadomo dlaczego im się zmienienia bez powodu. Jednak co za dużo to niezdrowo i po 600 stronach jakaś odmiana by się przydała. Owszem bohaterowie się zmieniają a historia zaczyna zmierzać do finału, jest parę zwrotów akcji i cały czas coś się dzieje, ale do końca brnęłam już trochę na siłę. Może to przypadek, a może autor chciał, żeby czytelnik miał już dość zemsty i uganiania się za kolejnymi celami, tak żeby pasowało to do klimatu powieści, a może to trochę kwestia gustu.
Dostajemy to czego się można było po autorze spodziewać – zimną i mroczną historię o zemście, którą mimo wszystko chce się doczytać do końca.
Polecam.