“Poza sezonem” to pierwsza książka Jorna Liera Horsta, wydana w roku 2011, kiedy Autor był jeszcze szefem policyjnych śledczych w okręgu Larvik na południu Norwegii. Na łamach tego bloga recenzowałem już Ślepy trop tego autora – i to właśnie ta powieść zachęciła mnie do sięgnięcia po wcześniejsze powieści Jørna Liera Horsta.To właśnie w “Poza sezonem” poznajemy komisarza Williama Wistinga, szefa śledczych w – a jakże – Larvik. Policjant jest wdowcem, ma partnerkę pochodzenia hinduskiego oraz dorosłą już córkę Line, dziennikarkę brukowca VG, której postać i działania będą służyć Autorowi jako swoiste deus ex machina w sytuacjach, kiedy na potrzeby książki musi coś uprościć albo nie chce za dokładnie opisywać policyjnej “kuchni”.
Zawiązanie fabuły jest nietypowe – oto w domku letniskowym sąsiad znajduje człowieka zamordowanego “narzędziem tępokrawędziastym” i wszystko byłoby dość proste, gdyby nie fakt, że został on również poważnie postrzelony. A potem, cóż – przemyt narkotyków, litewscy “jumiarze” niemal zawodowo obrabiający domki letniskowe Norwegów i wywożący swoje “fanty” do ojczyzny, no i oczywiście Line, która ku zgrozie tatusia zamieszkała z jakimś szemranym typem, a teraz chciałaby zakończyć ten związek…
Potoczyście się to czyta, Autor dobrze wie o czym pisze, zna realia świata większych i mniejszych przestępców, ale też świat tych stojących po drugiej stronie – policjantów, którym pomaga technika, ale którzy tak naprawdę posługują się metodami starymi jak świat – obserwacją, agenturą, przymknięciem oka na włam aby dopaść średniej wielkości przemytnika kokainy – bo na bossa narkotykowego nie ma szans, nawet jeżeli właściwie się wie, kto nim jest…
Taka jest ta książka – Autor myli tropy, nic właściwie nie jest takie, jakim się wydaje, świat jawi się miejscem ponurym, gdzie ścierają się zamiary i interesy, a we wszystko miesza się jeszcze przypadek, czyniąc ów świat w dużej mierze nieprzewidywalnym. Co nie zmienia faktu, że policjant śledczy musi robić swoje – jak może i tyle, ile może.
Jest też jednak słaba strona tej opowieści – opis podróży komisarza Wistinga na Litwę. Ten kraj, a w szczególności Wilno, jawi się w “Poza sezonem” jako kompletnie dziki i niezrozumiały – gdzie może funkcjonować wielkie targowisko typu naszego niegdysiejszego Stadionu Dziesięciolecia, a miejscowa policja przygląda się temu bez wielkiego zaangażowania, gdzie zwożenie łupów skradzionych na Zachodzie jest normalnym i akceptowanym sposobem zarabiania na życie, gdzie jest kompletnie zatarta granica między biznesmenem, handlarzem, złodziejem i tzw. normalnym człowiekiem. Jeszcze bym rozumiał, gdyby akcja działa się w latach 90-tych i to raczej wczesnych, ale w roku 2011?!? Jeżeli naszą część Europy w ten sposób widzi Autor, Norweg, który przecież ma wykształcenie, zna nieźle świat i ludzi a zawodowo przyzwyczajony jest do krytycznego myślenia i weryfikowania swoich sądów – to strach pomyśleć, co sądzi o nas przeciętny Skandynaw…
Jeżeli więc chcielibyście przeczytać książkę, która jest czymś więcej, niż sprawnie skonstruowanym i poprawnie napisanym kryminałem – polecam.