Zbiorek został wydany przez Empik w 2012 z okazji Światowego Tygodnia Książki. W środku znajdziemy pięć opowiadań w różnym klimacie, stylu i gatunku połączonych tytułowym rokiem.
Po raz kolejny okazało się, że koniec Świata to takie święto cykliczne a książka, którą dają za (pół)darmo rzadko kiedy jest dobrą lekturą.
Zbiorek otwiera 2012 – zdarcie tytanów, Jacka Dehnela, najkrótsze, najbardziej lekkie opowiadanie, trochę skrzyżowanie SF z urban fantasy z pomysłową pointą. Niestety jest tak silnie inspirowane Noteką Lewandowskiego, że psuje to przyjemność z lektury i spycha w cień pomysły autora …tytanów.
Przypadki senatorowej K. Małgorzaty Kalicińskiej to lekka obyczajówka z rozczarowującym zakończeniem, przypominająca odcinek dowolnego polskiego serialu. Słownikowo i warsztatowo całkiem sympatyczne opowiadanie, które szybko przypomniało mi czemu literatury romansowo-obyczajowej nie czytuję.
Staruch Rafał Kosika to ciężkie dystopijne SF i zdecydowanie najlepsze opowiadanie ze zbioru. Mimo lekkiej przewidywalności Kosik bez problemu przebija swoich kolegów pomysłem, stylem, bohaterami i umiejętnością stworzenia klimatu.
Potęga wuzetki Zygmunta Miłoszewskiego to ciekawa konstrukcyjnie historia rodziny i miasta, która musiała wymagać sporo researchu, trzeba przyznać, że tekst ma swój klimat i barwnych bohaterów, ale nie jestem w stanie kupić głównego motywu fabularnego – za dużo w nim dziur i niedomówień. Mimo wszystko opowiadanie zachęca do zapoznania się z resztą twórczości autora.
Złoty dysk Azteków czyli trzej geniusze, blondynka i Gołąb na końcu świata Pawlikowskiej, zajmują 1/3 miejsca w zbiorze. I jest to miejsce zdecydowanie zmarnowane. Widząc charakterystyczne, krótkie rozdziały i rysunki z patyków liczyłam na lekkie opowiadanie podróżnicze. Zamiast tego dostajemy nie wiadomo co. Przeględzone, nudne, nieśmieszne, bez ładu i składu… coś o tym jak autorka w towarzystwie Krzysztofa Kolumba, Einsteina, Sherlocka Holmesa i… Hitlera wędrują przez dżunglę na dwór Montezumy. Jest dużo rozważań pseudofilozoficznych, dużo zdrobnień, węże z nogami, Aztecy pomieszani z Majami, Kolumb przerabiany na zdewociałego debila i Hitler – geniusz malarstwa. Przy czytaniu aż zęby zgrzytają. Zdecydowanie najgorsze opowiadanie ze zbioru i to pod każdym względem. Które w sumie pogrąża całość – jedno dobre opowiadanie, trzy takie sobie i 50 stron orki na ugorze zdecydowanie zniechęca, żeby postawić to coś na półce.
W sumie jako całość: lekki gniot.