Geniusz, noblista, autor podręczników do fizyki, z których uczą się kolejne pokolenia, bo lepszych nikt jeszcze nie napisał. Teoretyk z bardzo doświadczalnym zacięciem. Człowiek napędzany ciekawością i zachwycający się przyrodą. I jak się w książce okazuje – który miał jeszcze kilka innych, dość nietypowych talentów.
Książka to zbiór anegdot, ułożonych mniej więcej chronologicznie, które Feynman opowiadał swojemu przyjacielowi. Część to opisy zabawnych i nietypowych sytuacji w jakie został wciągnięty, część to opis kolejnych pasji i pomysłów. Zdecydowanie nie jest to ani biografia, ani nawet szkic życia Feynmana, jednak można dowiedzieć się trochę o tym jak być dobry fizykiem i o tym jacy są fizycy.
W czasach moich studiów krążył taki dowcip:
– Ilu fizyków potrzeba, żeby wymienić żarówkę?
– No… jednego.
– A czy fizyk wymieni żarówkę?
– Oczywiście, że nie! Zrobi to jego ego, przecież nie będzie siedziało w ciemnościach, bo nikt nie będzie mógł go podziwiać.
I jest to dosyć dobre podsumowanie tej książki, z której wyłania się obraz postaci trochę egocentrycznej, trochę złośliwej i nie umiejącej trzymać języka za zębami, ale w sumie sympatycznej i gotowej próbować nowych rzeczy i eksperymentować na wszystkim, łącznie z osoba własną.
Anegdoty podane są trochę w stylu „opowieści przy piwie” i nie zawierają za dużo fizyki (mimo, że jest ona motywem przewodnim), tak że można czytać bez obawy, że niespodziewający się niczego czytelnik natknie się na szczegóły teorii fizycznych. Dla mnie trochę problematyczne było tłumaczenie – jakoś wątpię, żeby Feynman posługiwał się krakowskimi regionalizmami.
Jeśli ktoś chce się dowiedzieć co robią naukowcy w wolnym czasie i kiedy się nudzą – polecam, mimo średniej warstwy literackiej bawiłam się przy lekturze całkiem nieźle.
Sympatyczne czytadło.