Jak łatwo dać się uwieść wierzeniom. Jak łatwo z bełkotu szaleńca uczynić przedmiot wiary. Jak silna jest zmowa milczenia kneblująca usta małej społeczności. I jak bardzo takie małomiasteczkowe myślenia wpisują się w nasze polskie zaściankowe w gruncie rzeczy funkcjonowanie. Wiara – wbrew podejrzeniom ( i okładce) nie jest atakiem na wiarę jako taką. Jest za to opisaniem anatomii obłędu który zaraził całą społeczność, poskutkował przyzwoleniem na zło, wypaczył charaktery, a wreszcie doprowadził do zbrodni. Trudno jednoznacznie zaklasyfikować książkę Anny Kańtoch. Czy to bardziej obyczajówka, czy bardziej kryminał. Czy studium przypadku, czy opis małomiasteczkowego uniwersum? Czy wreszcie opowieść psychologiczna z nie najgorszym studium szaleństwa? Nie wiem. Nie umiem odpowiedzieć. Ale mogę Wam zarekomendować tę książkę do przeczytania i zastanowienia się. Bo choć ubrana w szaty schyłkowego PRL-u, to wciąż opowiada historię bardzo aktualną. O zakamarkach ludzkiej duszy, w której najszczytniejszy, najbardziej ludzki gest pod wpływem poczucia winy przeradza się w obsesję tak silną, że aż prowadzi do zbrodni.
Jeśli natomiast potraktujemy Wiarę li tylko jako kryminał – dostaniemy mroczną, gorzką opowieść, doskonale skonstruowaną intrygę, w której zmęczony milicjant jest tak Chandlerowski, że aż czytelnik się ogląda, gdzie się podział wymięty prochowiec i przepocony kapelusz, gdzie nieodłączna flaszka i pet sterczący z kącika ust. Dostaniemy też bardzo nieoczywiste rozwiązanie zagadki, a to w kryminale podstawa sukcesu.
Nie mogę też w żaden sposób przyczepić się ani do konstrukcji świata, ani do pozostałych bohaterów, ani do dialogów, ani do przedstawionego świata. Po prostu Anna Kańtoch osiągnęła ten poziom pisarstwa który pozwala mi nazwać ją pisarką skończoną. Pełną. Jej proza wciąga, zamyka czytelnika w wykreowanym przez autorkę świecie, zmusza do uczestnictwa niemal wszystkimi zmysłami w akcji. Stajemy się jeszcze jedną osobą dramatu – bezcielesnym obserwatorem, duchem podążającym za bohaterami.
I nie ukrywam, że nie zawsze jest to przyjemne doświadczenie. A dokładniej – w przypadku Wiary było to doświadczenie wyjątkowo trudne. Miałam wrażenie przyduszania się, osaczenia, pogrążenia w beznadziei. Wszystko zgodne z fabułą, ale naprawdę nieprzyjemne.
Mimo to polecam Wiarę.