Dwunastoletni Cruz zaraz wyruszy do szkoły marzeń – Akademii Odkrywców, gdzie dzieciaki z całego świata uczą się by zostać przyszłymi odkrywcami, badaczami i naukowcami.
Pierwsze co rzuca się w oczy, to logo National Geographic i jakość wydania – kartki z dobrego papieru pełne map i ilustracji, z biogramami naukowców na końcu książki. Jest to dość niespotykany zestaw jak na książkę dla młodzieży.
Treść też jest lekko nietypowa, bo główny bohater ląduje w Hogwarcie dla naukowców – szkole, gdzie lekcje odbywają się w wirtualnej rzeczywistości, a najnowsze wynalazki spotyka się na każdym kroku. Gdzie nauczycielami są wynalazcy i podróżnicy, i gdzie można się nauczyć wszystkiego – od fotografii i ochrony dzikiej przyrody po dokonywanie odkryć z dowolnej dziedziny naukowej. Do tego oczywiście dostajemy zestaw potencjalnych przyjaciół i wrogów, i tajemnicę związaną z rodziną Cruza.
Przyznaję, że mam mieszane uczucia – z jednej strony mamy klimatyczne wydanie, które może pomóc w zainteresowaniu młodzieży tematem, z drugiej dwa bardzo konkretne babole logiczne, co w książce o życiu przyszłych naukowców zgrzyta nawet bardziej niż zazwyczaj.
Mamy szkołę pełną nowoczesnych technologii, które są, lub mogą za kilka lat być, dostępne – z jednej strony jest ona bardzo możliwa, a z drugiej jeszcze bardziej fantastyczna niż Hogwart. I chyba to jest dla mnie najbardziej problematyczne, bo czekać na list ze szkoły idealnej w krainie wyobraźni, to jednak coś innego niż chęć pójścia do szkoły, która mogłaby być tuż za rogiem, ale nigdy nie powstanie. A może to tylko marudzenie dorosłego, który na studiach przeżył fascynujące pokazy polegające na pisaniu kredą po tablicy…
Mimo lekkiego marudzenia – polecam. Sympatyczna przygodowa lektura, która może zainteresować dzieciaki nauką i podróżami.