(2 / 5)
Trzeba przyznać, że czarne ciernie na intensywnej zieleni rzucają się w oczy. Tytuł też przyciąga. Licząc na zestaw ciekawostek z gatunku tej bardziej trującej botaniki, radośnie zabrałam się do czytania.
Szybko okazało się, że wydanie jest co prawda ładne i solidne, ale ładne ryciny średnio przypominają to, co możemy znaleźć w przyrodzie, bo albo są wizją rysownika, albo fragmentem danego zielska, który trudno będzie powiązać z całością. Zdecydowanie brakowało bardziej botanicznych przedstawień, które pozwoliłyby rozpoznać rośliny, przed którymi ostrzega autorka.
Z objętością też jest pewien problem – bo niby to ponad 200 stron, ale w w formacie mniejszym od zeszytu. W wersji bardziej standardowej wyszłoby pewnie coś koło 120, niech będzie, że 150. To trochę mało, zwłaszcza biorąc pod uwagę ryciny, ilustracje i dość pokaźny spis treści.
W tym wyjątkowo ładnym opakowaniu dostajemy trochę chaotyczne kompendium, gdzie pobieżnie opisanej roślinie towarzyszy przykład mniej lub bardziej nieprzyjemnego przypadku z nią związanego. Przypadki są w większości mało zaskakujące. Jeśli ktoś wie, że konwalie nie tylko ładnie pachną, ale też są trujące, albo kojarzy, że niektóre spotykane na łąkach chwasty mogą kłuć, uczulać lub parzyć, to raczej nie znajdzie tu wiele nowych informacji. Parę pewnie tak – książka jest mocno skupiona na biosferze Ameryki i kilka przykładów flory jest nie znanych lub jest bardzo rzadko spotykanych w Europie. Jednak nie byłoby tak źle, gdyby nie antropomorfizacja. Autorka z uporem godnym lepszej sprawy przedstawia rośliny jako knujące i czyhające na życie biednych ludzi, które wredne zielska chcą pokłuć, otruć lub poparzyć. Ja wiem, że część mieszczuchów (z dowolnego kraju) uważa przyrodę za śmiertelnie niebezpieczną i boi się wejść do lasu, o jedzeniu czegokolwiek z tego lasu nie wspominając. Ale tworzenie historii o roślinach, które między jedną a drugą fotosyntezą tylko czają się na nic nie podejrzewających przypadkowych przechodniów jest… mało poważne. I dość mocno kontrastuje z opakowaniem, stylizowanym trochę na stary zielnik.
Fajny pomysł, kiepskie wykonanie, bardzo ładne opakowanie. Wiedza do zdobycia raczej niewielka, chyba, że ktoś o roślinach niebezpiecznych nie wie nic – wtedy Zbrodnie roślin mogą być lekturą na start.