(0,5 / 5)
Napoleon rusza do Egiptu w poszukiwaniu nieśmiertelności w cieniu piramid. Widać kampania egipska to był tylko pretekst, a Aleksandrię wojska Bonapartego zajęły przypadkiem.
Książka jest (podobno bardzo skróconą) drugą wersją powieści. Aż boję się sobie wyobrażać wersję pełną – ponad dwa razy dłuższą, kiedy przy tej prawie zapadłam z nudów w sen zimowy.
Teoretycznie książka jest z gatunku sensacja/thriller. Jakoś nie zauważyłam. Najwięcej napięcia wytwarza sam czytelnik zastanawiając się usilnie kiedy coś w końcu zacznie się tu dziać. Albo nabierać sensu.
Dostajemy mieszankę Napoleona z historią Jezusa, Starcami z Gór, piramidami, faraonami i masonami. Z kampanią egipską jako… irytującą przeszkadzajką dziejącą się gdzieś w tle.
Wszystko to wymieszane, wybełtane i pocięte na króciutkie, chaotyczne rozdziałki gwałtownie przeskakujące z postaci do postaci i z miejsca na miejsce.
Zastanawiam się czy pełna wersja nie zawierała większego pierwiastka światotworzenia – jakiegoś rozbudowanego tła, charakteru postaci czy wyjaśnień dotyczących tajemniczych tajnych stowarzyszeń. Z drugiej strony wątpię czy jakiekolwiek wyjaśnienia sprawiłyby, że historia Napoleona idącego śladami Jezusa do Egiptu by zyskać nieśmiertelność miałaby sens. Może tylko w wersji Dana Browna, który miesza historię z metafizyką tak, że dopóki jesteśmy w świecie powieści niektóre pomysły są do przełknięcia. Tutaj niestety nie – już sama teoria dotycząca piramid jest trudna do zaakceptowania, czy upchnięcia w nawias umowności. W końcu oficjalnie nie jest to ani fantastyka, ani pokłon w stronę Dainikena. Dodanie do teorii piramid Napoleona nie pomaga. A tajne stowarzyszenia hodujące idealne kochanki wywołują wybuchy śmiechu i facepalmy.
O charakterze bohaterów nie ma co wspominać, bo go po prostu nie ma. A wszelkie próby wytworzenia jakiegokolwiek napięcia czy poczucia zagrożenia rozpływają się albo w metafizyce, albo są skutecznie poszatkowane przez budowę powieści.
Metafizyczno-bełkotliwy koszmarek.