(2,5 / 5) Tak, tak, tytuł napisany jest dobrze. To nie Agata Christie i jej Morderstwo na plebanii. To Karolina Morawiecka. I Morderca na plebanii. Po raz drugi spotkamy się z dość niezwykłym duetem detektywistycznym: wdową po aptekarzu, damą jak z “Co ludzie powiedzą” i skazaną na swoiste wygnanie nieco zbyt (w opinii przełożonych) przedsiębiorczą siostrą zakonną. Oraz… z całą plejadą mieszkańców podkrakowskiej Wielmoży – miejscowości niewielkiej, w której pewno niebawem stanie pomnik Karoliny Morawieckiej. Wybitnej detektyw, dorównującej, ba przerastającej wszelkie literackie sławy, z samym Herkulesem Poirot na czele.
Jeśli Karolina Morawiecka myślała, że sława detektywa trwa długo, to srodze się zawiodła. Dwa miesiące po rozwiązaniu zagadki morderstwa na zamku Pieskowej Skale już nikt nie pamięta, że to właśnie ona wskazała zabójcę kelnerki. Wszystkich zajmują jakże przyziemne sprawy związane z odpowiednim ( czytaj takim, żeby sąsiadom oko zbielało) przystrojeniem grobów na Wszystkich świętych. Ale Uniwersum lituje się nad żądną sławy wdową i łaskawie podsuwa jej kolejną śmierć. Co prawda wydaje się, że nie ma w niej nic nadzwyczajnego, ale nie z Karoliną Morawiecką takie sztuki! Ona WIE, że coś tu nie gra. A jeśli jeszcze w rozwiązywanie zagadki zaangażuje się siostra Tomasza oraz (przymusowo nieco) aspirant Rafałek – drżyjcie miejscowi przestępcy oraz lokalne tajemnice. Wszystko znów zostanie ujawnione i wykryte.
Intryga zbudowana jest całkiem nieźle, ośmielę się powiedzieć, że lepiej niż w tomie pierwszym przygód naszej domorosłej detektywki. Widać, że autorka odrobiła zadanie domowe. A jeśli jeszcze nie czyta się zbyt uważnie, o co nie trudno, to można nawet zostać zaskoczonym rozwiązaniem. Przyznaję bez bicia, trudno mi było utrzymać skupienie przy lekturze, bowiem, podobnie jak w tomie pierwszym przeszkadzało mi granie oklepanymi schematami – epatowanie nienachalną urodą aptekarzowej, jej Hiacyntowatością, kulinarnymi wyczynami oraz odniesieniami do literatury w szczególności kanonu lektur licealnych. Choć przyznać muszę, że i tak tym razem polonistyczny pazur autorki został nieco przytępiony. Szkoda trochę, że postać Karoliny Morawieckiej nie tylko nie została nieco pogłębiona, ale spłaszczeniu uległy postacie siostry Tomaszy i aspiranta Rafałka. Dziwnym trafem okazało się bowiem, że przez żołądek da się trafić praktycznie do wszystkich, niezależnie od płci, wieku, zawodu i zamiłowań wszelakich. I, że dobrze nakarmiony Polak i Polka zrobią dla karmicielki bardzo dużo.
Podsumowując – ponownie dostajemy kryminał lekki łatwy i przyjemny, w sam raz na długą podróż pociągiem.
Swoją drogą, wyobraźcie sobie co powiedziałaby na Morawiecką, tę Morawiecką Karolinę inna wybitna detektyw krakowska, a mianowicie Profesorowa Szczupaczyńska. Spróbowałam sobie to wyobrazić i omal nie udławiłam się herbatą….