(2 / 5) Polska fantasy ma się całkiem nieźle. Wystarczy wspomnieć Wegnera, Hałas, Kubasiewicz, Piekarę… Coraz więcej też udanych debiutów. Z tym większym zainteresowaniem i nadzieją na dobrą lekturę sięgnęłam więc po pierwszy tom Kronik Dwuświata, zatytułowany Mrok we krwi. Przeczytałam i mam bardzo mieszane uczucia. Może nie jest to aż taka porażka, jak przedstawiają ją niektóre recenzje na Lubimy czytać, do nagrody Blasku też jej jeszcze daleko, ale..
W pewnym Universum dwóch królestw dorasta dwoje młodych ludzi. Ona – o wielkiej mocy, trenowana na szamankę. On, trenowany na zawodowego zabójcę, o cechach wiedźmina. Oboje wstępują w dorosłość i zaczynają odkrywać, że to co uważali za pewnik wcale takim pewnikiem nie jest. Zaczyna się ich wędrówka do dorosłości – do świata w którym tak, wcale nie oznacza tak, obietnice i przysięgi są łamane jak patyki, a ludzie, nawet Ci najbardziej obdarzeni są tylko narzędziami bogów.
W przebogatym świecie literatury fantasy coraz trudniej autorom i czytelnikom znaleźć książkę, w której nie brzmiały by echa czegoś innego. Nie inaczej jest i w Mroku we krwi. Kimże jest Noran jeśli nie Frankensteinem? Kimże Skra jeśli nie… Lukiem Skywalkerem? Razem zaś spełniają zasadę Jing i Jang – światła i ciemności, które się przyciągają i odpychają jednocześnie, są swoim przeciwieństwem i bez siebie istnieć nie mogą. Przy całej interesującej otoczce, sami bohaterowie są jednak nieco rozczarowujący. Choć niesamowicie obdarzeni przez bogów, czasami zachowują się jak patentowane gapy. Widać to w wyborach, zachowaniach, ogólnej naiwności. Momentami w trakcie lektury zastanawiałam się, co przyświecało mentorom jednego i drugiego, żeby tak nieopierzone osoby obarczyć tak trudnymi zadaniami. W efekcie, i Skra alias Winea i Noran jakoś wsiąkają w tło i czytelnikowi trudno jest nawet zapamiętać ich imiona, że o zaangażowaniu się w ich historię nie wspomnę.
Świat który oferuje nam autor został opisany dość szczegółowo, a jednocześnie cały czas miałam wrażenie, że już to gdzieś widziałam. Nie mogłam też się oprzeć wrażeniu, że czegoś istnego w tym Universum brakuje. Może dlatego, że te informacje czekają na czytelników w drugim tomie, a może po prostu dlatego, że wiadomości są poszatkowane niemożliwie i czasem trzeba się wrócić kilka stron żeby znaleźć tę niedopatrzoną informację. Nie ukrywam, że psuło mi to przyjemność z lektury dość porządnie. Wreszcie tempo akcji. Powolne, ciągnące się jak guma do żucia, przyspieszające pod sam koniec.
Podsumowując: daję dwie gwiazdki. Czy sięgnę po kolejne tomy? Nie mam pojęcia. Z jednej strony, Mrok we krwi to książka, którą zapomina się bardzo szybko. Z drugiej – to debiut więc może trzeba dać autorowi czas na okrzepnięcie w pisarskim fachu, bo autor w mojej opinii potencjał ma. I może ciekawie będzie zobaczyć co z nim zrobi….