(3,5 / 5) Po lekturze pierwszej części Zapisków stali, miałam już nie sięgać po kolejne tomy, ale uniwersum pod postacią dobrego kolegi zadecydowało inaczej. Jeśli ktoś troszczy się o to, żebyś miała co czytać to, nawet jeśli nie jesteś specjalnie przekonany – czytasz. Przeczytałam i nie narzekam. Bo tom drugi jest od Czerwonego Lotosu zdecydowanie lepszy.
Przede wszystkim Autor przestał się wreszcie krygować, że świat przedstawiony przez niego nie jest Japonią. Jest po prostu Nipponem czyli… Japonią. Przynajmniej taką Japonią w bardzo popularnym widzeniu – z samurajami, ninja, daymio, specyficznym poczuciem honoru i specyficzną konstrukcją społeczeństwa. I zmiana nazwy mandżukowie na mandukowie to trochę za mało, żeby Nippon nie był Japonią. Autor postarał się również jeśli chodzi o warstwę językową – więcej jest charakterystycznych “japońskich” słówek, no i bardziej pilnuje słownictwa, więc czytelnik przynajmniej z tego powodu nie krztusi się i nie zżyma. Znajdziemy też nieco więcej odniesień do japońskiej mitologii – która pełna jest opowieści o złośliwych lub przyjaznych zwierzęcokształtnych bóstwach kami. Jednym słowem są zmiany na plus, choć nieumarli mnichowie to raczej kultura tybetańska, a ostateczna kraina z daleka pachnie Shangri -la.
Kolejny plus należy się autorowi za lepsze opracowanie fabuły. Co prawda dalej jest liniowo do bólu, ale jakoś mniej ta liniowość rzuca się w oczy. Zdecydowanie mniej miałam wrażenie, że oglądam rozgrywkę w grze komputerowej, albo rpg prowadzony przez debiutującego mistrza gry. Sama fabuła, no cóż, dalej kręci się wokół zagrożenia najazdem Mandżuków, ale tym razem mamy motyw czegoś na kształt piątej kolumny. Autor zdaje się nam zadawać pytanie – czy rzeczywiście świat samurajów jest taki biało- czarny i honorowy? Duch poszukał sobie nowego pana. Nie może być inaczej, wszak narzędzie bez kierującej nim dłoni jest tylko bezużytecznym kawałkiem stali. Czy na pewno? A co, jeśli narzędzie nie znajdzie innego pana? Albo samo postanowi być panem?
Akcja i bohaterowie to w dalszym ciągu jeszcze najsłabsze elementy opowieści. Akcja, momentami siada i robi się nudnawo i ciężko. Bohaterowie, bo wciąż jednak są dość biało – czarni. Dobrzy są dobrzy, szlachetni, honorowi i chcą tak widzieć świat, co sprawia, że stają się naiwni do bólu. Źli są źli, starają się być makiaweliczni, ale jakoś trudno nam w tę makiaweliczność uwierzyć. Ich sukcesy wynikają raczej z tego ze dobrzy są, jak już wspomniałam naiwni do skraju głupoty.
Mimo wszystko całość czyta się znacznie przyjemniej niż tom pierwszy. A że kolega przyniósł mi i tom trzeci, to przeczytam 🙂