(4 / 5)
Będzie bolało, tylko że na polskim podwórku. Czyli tym razem opowieść ratownika medycznego, na dodatek w pandemii i po wybuchu wojny. Tak jakby nieszczęść w postaci NFZ-tu nie było wystarczająco dużo.
W porównaniu z historią Adama Kaya jest tu sporo plusów i to nie tylko dlatego, że ta historia dzieje się tuż za rogiem.
Po pierwsze, mimo pojawiającej się czasami wyraźnej złości na głupotę niektórych pacjentów miałam wrażenie, że autor ma do swojej pracy i pacjentów więcej sympatii niż autor Będzie bolało. Tę tezę może też potwierdzać fakt, że Jan Świtała nadal pracuje w zawodzie.
Po drugie, autor sugeruje jak sytuację można poprawić. Trochę na poziomie NFZ, trochę na poziomie każdego obywatela, czy pracodawcy.
Po trzecie, jest to świetna książka dla tych, którzy podobną karierę planują.
Było też zdecydowanie mniej gwiazdorzenia niż się spodziewałam po książce napisanej przez influencera (nieważne, że swoje wpływy koncentruje na słusznej sprawie).
Wady też się znajdą. Jakoś zaskakujące i odkrywcze to nie było (zwłaszcza jeśli ktoś miał kiedyś nieprzyjemność wylądować na SOR-ze). Chwilami miałam wrażenie, że czytam to samo – było sporo powtórzeń, chaosu konstrukcyjnego i potoków słów niekoniecznie pasujących do sąsiadujących treści. Przez to trudno było się pozbyć wrażenia, że całość lepiej by wypadła jako wywiad. Albo przynajmniej po solidnych cięciach i przestawieniach redakcyjnych.
Mimo wszystko książkę czyta się błyskawicznie, nie powiem, że bezboleśnie, bo treść jest raczej z gatunku podnoszących ciśnienie. I mimo pewnych niedociągnięć w warstwie literackiej – warto. Choćby po to, żeby wiedzieć czego się spodziewać, jeśli będziecie musieli kiedyś skorzystać z pomocy ratownika.