(2 / 5)
Nikita z Robinem muszą udać się na Rubieże, więc najpierw są zmuszeni do poszukania przewodnika, bo bez niego mają marne szanse, żeby znaleźć to czego szukają, o powrocie w jednym kawałku nie wspominając. Oczywiście szybko okazuje się, że znalezienie przewodnika było najmniejszym problemem.
A w poprzednim tomie było tak pięknie… Niestety w tym wracamy do standardu. W tym też do pomysłów a la Ilona Andrews. Mamy Rubieże, całą karawanę nowych bohaterów z dużą liczbą zmiennokształtnych i misję poboczną, która zajmie trzy czwarte książki. A potem jeszcze misję poboczną do pobocznej misji. W końcu to, po co naprawdę wyruszyli na Rubieże było tak pretekstowe, że nie starczyłoby tego na całą książkę.
Kiedy Nikita ląduje w Asgardzie, narrację na Rubieżach przejmuje Robin i dobrze, że rozdziały są podpisane, bo brzmi identycznie jak Nikita. Za to sceny w Asgardzie wyszły naprawdę dobrze, jakoś widać autorka dobrze się zgrywa z nordyckim klimatem. Oficjalnie centralną postacią tomu jest Robin, ale na dobrą sprawę w centrum znajduje się Karawana. I Nikita, która przeszła nagle z jednego bieguna na drugi i z zimnokrwistej zabójczyni stała się wzruszającą się z byle powodu beksą.
Kiedy pojawia się akcja, jak to u Jadowskiej, toczy się wartko. Całość czyta się szybko i równie szybko zapomina. Tym bardziej, że zakończenie jest… trochę nijakie i pozbawione fajerwerków jak na zakończenie całej trylogii.
Trzeci tom jest lepszy niż pierwszy, jednak do drugiego mu bardzo daleko. Szkoda.