Charley jest kostuchą. A w zasadzie Kostuchą – tą jedną jedyną. Jednak zamiast żyć w średniowieczu i tańczyć z kosą klekocząc kośćmi mieszka we współczesnym Albuquerque i przekonuje nieboszczyków, żeby szli w stronę światła. Gonienie dusz nijak nie wpływa na stan konta (chyba że negatywnie), więc Kostucha musi pracować. Charley oficjalnie jest prywatnym detektywem i konsultantem policyjnym, czyli pomaga wujowi pracującemu w wydziale zabójstw, tak jak kiedyś pomagała swojemu ojcu. Tym razem w jej domu pojawia się martwy prawnik, a na dodatek wujaszek znajduje jego dwóch kolegów z dziurami po kulach w czaszkach. Jakby tego było mało Charley ma też inne problemy – nie tylko prywatne. Przyznaje, że miałam mieszane uczucia jeszcze zanim zaczęłam czytać. Z jednej strony zapowiadała się świetna fantasy humorystyczna, w dodatku urban fantasy. A drugiej jest to oficjalnie para-romans, których nie znoszę. Przeczytanie książki niewiele pomogło, chociaż po przerzuceniu ostatniej strony zaczęłam mieć mieszane uczucia z całkiem innych powodów.
Charley jest ciekawą postacią i to nie tylko dlatego, że jest kostuchą – autorka postarała się, żeby nie była jednowymiarowa i miała jakąś przeszłość. Za to zdecydowany plus. Jednak nie jest pierwszym prywatnym detektywem płci żeńskiej, który prowadzi narracje pierwszoosobową i rozwiązuje sprawy gadając z duchami (Greywaker). Humoru jest sporo, zaczynając od cytatów zaczynających każdy rozdział, przez humor słowny produkowany przez Charley, po dziwne sytuacje, w których ląduje. W pierwszych rozdziałach śmiechu było sporo, jednak potem zabawne fragmenty zaczęły pojawiać się coraz rzadziej i rzadziej i na dodatek w dość dziwnych momentach. Jakby autorka sobie przypomniała, że trzeba i wykrzesała kilka dobrych tekstów, po to żeby w następnym rozdziale znów zapomnieć o rozładowaniu atmosfery. Jednak kiedy humor się pojawia jest naprawdę zabawny, a niektóre onelinery to prawdziwe perełki. Świetny wątek poboczny i w końcu ten nieszczęsny para-romans… O dziwo nie było tak źle, głównie dlatego, że jest w tym wątku równie dużo śledztwa co romansu. Najgorsze były sceny seksu, reklamowane, oczywiście jako
„nasycone zmysłowa erotyką”. Wygląda to mniej więcej tak: On się pojawia – Ona ma odlot, On podchodzi bliżej – Ona ma większy odlot, On ja całuje – Ona ma… no tak w ten deseń. Ogólnie to prawie że orgazm instant na sam widok faceta. Do tego powtarzający się notorycznie opis „chwyciłam jego erekcję”, który wywoływał u mnie różne, bardzo mało erotyczne skojarzenia – głownie mordercze w stosunku do autorki i/lub tłumacza. Po jeszcze kilku opisach tego typu doszłam do wniosku, że facet nie ma nic co by mu mogło stawać – przynajmniej w żadnym z opisów nie posiada. Tak wiem, czepiam się szczegółów, ale albo jedziemy na samych aluzjach i niedomówieniach, albo mamy szczegółowy opis, a skoro autorka uparła się wyprodukować to drugie (mimo że to pierwsze idzie jej zdecydowanie lepiej), to niech już będzie konsekwentna.
W sumie, mimo pewnych niedociągnięć Pierwszy grób czytało się szybko, bezproblemowo i parskając śmiechem. Niestety zakończenie sprawia wrażenie pisanego w pośpiechu i trochę wziętego z powietrza (zwłaszcza jeśli chodzi o część romansową). Książka jest dość nierówna, jednak trzeba wziąć poprawkę na to, że to debiut. Czy jest to debiut obiecujący? Jak cholera. Po drugi tom sięgnę na pewno.
Momentami bardzo dobry przeciętniak.
———————————————————————————————————————————–by Atisza ——–
Namnożyło nam się ostatnio książek z upodobaniem eksploatujących motyw detektywa z paranormalnymi umiejętnościami, lub/i paranormalnymi kumplami. Pogryzają temat autorzy zagraniczni, pogryzają i krajowi. Wystarczy wspomnieć Tanye Huff i jej panią detektyw skumplowaną z wampirem, naszą rodzimą Jadowską oraz jej trio nieświęte, Micke’a Careya z jego detektywem egzorcystą, czy wreszcie Szamankę od umarlaków.
I tak, moim skromnym zdaniem rodzi się jakiś nowy podgatunek literacki, kryminał paranormalny.
Znajdziemy w nim: obowiązkowego bohatera z „umiejętnościami” i smykałką detektywistyczną. Obowiązkowego sidekicka nie z tego świata. Może być nim wampir, sukub, nieumarły, anioł, diabeł itd. Itp. I może być niczym w stareńkim serialu kryminalnym Randall i duch Hopkirka – duch. Obowiązkowo jest zbrodnia tu i teraz związaną w jakikolwiek sposób ze światem paranormalnym. Zbrodni/ zagadnki nie da się rozwiązać bez paranormalnej pomocy. A, byłabym zapomniała. Musi być gliniarz bez umiejętności, ale za to z „wejściami”, który w razie czego popchnie fabułę dalej.
Pierwszy grób… wykorzystuje wszystkie elementy i dodaje coś jeszcze od siebie. Przede wszystkim dość złośliwe poczucie humoru autorki przejawiające się w podkpiwaniu ze swojej bohaterki i spraw paranormalnych. Mroczną istotę, której bohaterka się boi. Zagadkę sprzed lat która miała w zamyśle zapewne być również mroczna, a wyszła taka sobie. Paranormalny seks.
O ile z innymi motywami autorka daje sobie jakoś tam radę o tyle sceny seksu wyszły jej niczym z pamiętnika młodej grafomanki. Płasko, nijako, sztampowo ( o ile seks mentalny z synem szatana można uznać za sztampę), nieprzekonywająco. Jednak jak dla mnie największą woltę Darynda wycina pod sam koniec kiedy dowiadujemy się, że syn szatana jest….. dobry. Wszystko mogę strawić, nawet nieziemski ( tylko z nazwy) seks, ale dobrego diabełka nie. Odpada!
Niesamowita recenzja, a z książeczką raczej się zapoznam, bo wydaje się całkiem fajna i trafia w mój gust : )
Pozdrawiam, obserwuje i zapraszam do siebie.
http://naszksiazkowir.blogspot.com/
Wątek romantyczny/erotyczny prezentuje się nie najlepiej, może dla równowagi dodaj jakiś udany dowcip? 😉
A prywatnych detektywów płci żeńskiej rozmawiających z duchami to już trochę było. Pamiętam nawet takie książki młodzieżowe Cabot (to cała seria była) o nastolatce, która zajmowała się tajemniczym sprawami, korzystając przy tym z pomocy duchów. Fakt, nie była ona detektywem z zawodu, ale sytuacja wydaje się trochę podobna.
Dowcipy całe szczęście są udane (jeżeli już są), a że czytałam to głównie jako fantasy humorystyczną…
A detektywów płci dowolnej gadających z czymś nadprzyrodzonym jest ostatnimi czasy sporo i można by trochę tego wymienić; użyłam Greywalkera jako przykładu, bo go lubię i byłam zawiedziona, kiedy Fabryka nie zdecydowała się na tłumaczenie reszty serii.
Nie przepadam za amerykańską literaturą (z małymi wyjątkami), ale “Pierwszy grób po prawej” czytało mi się całkiem przyjemnie i szybko, nawet bardzo. To porządnie napisany kryminał z domieszką fantasy, z dość konsekwentną fabułą, ciekawymi postaciami i niezłą dawką humoru.
Najmocniejszą stroną jest główna bohaterka – Charley – pani detektyw i Kostucha w jednym. Postać bardzo spójnie napisana i równie wiarygodna jako inteligentna, sarkastyczna i twarda zarazem kobieta z krwi i kości, jak i Kostucha przeprowadzająca ludzi na drugą stronę i kontaktująca się na co dzień z różnymi niematerialnymi bytami.
To co z kolei stanowczo mi się nie podobało, to nadwyżka mordobić i innych scen przemocy oraz cały wątek romansowy (w takiej formie w jakiej został przedstawiony – miało być pewnie intrygująco, erotycznie i mrocznie, a wyszło głównie… nudno). Gdyby autorka poświęciła im trochę mniej czasu i miejsca a skupiła się bardziej na wątku kryminalnym czy dalszym rozwoju postaci, to byłoby tylko lepiej.
Podsumowując – książka na pewno nie zmieniła mojego życia, ale pozostawiła mnie w całkiem dobrym nastroju. Howgh.