(1,5 / 5) Taniec mieczy, kolejny tom serii o Jagiellonach cierpi niestety na syndrom drugiego tomu. Zastanawiałam się jak najprościej można podsumować tę część i nasuwa mi się tylko jedno sformułowanie: gobelin wyblakł. A mogłoby się wydawać, że akurat ten okres rządów Kazimierza Jagiellończyka ma sporo do zaoferowania autorowi i pośrednio czytelnikom. Bądź co bądź to okres wojny trzynastoletniej.Tymczasem recenzując tom drugi łatwiej powiedzieć czego w nim nie ma, niż co w nim jest. Przede wszystkim nie ma w nim wojny. To znaczy, wiemy, że gdzieś tam się toczy, najważniejsze wydarzenia zostają wspomniane, ale… Ale są opisane bardzo zdawkowo, a w opisach walk czuje się, że batalistyka nie jest mocną stroną autorki. Liczyłam na ciekawe opisanie polityki tamtego okresu, wszak w polsko krzyżacko pruskim kotle mieszało wielu graczy. I znowu się zawiodłam. Autorki wyraźnie nie interesuje ten motyw, choć cień przyjętych wtedy rozwiązań będzie się ciągnął za Jagiellonami przez całe ich rządy. No to może walka wywiadów? I to nie. Pojawiający się znikąd przyrodni brat Andrzeja, sportretowany jako krzyżak – ninja, jest bodaj najsłabszym ogniwem całej opowieści. Co gorsza, odniosłam wrażenie, że autorka lubi tę postać i planuje ją jeszcze wykorzystać.
O innych bohaterach trudno coś powiedzieć. Autorka przypisała im w poprzednim tomie zestaw cech i twardo się ich trzyma, lekceważąc fakt, że ludzie się zmieniają. Chociaż nie, poprawka. Andrzej się zmienił. Marii Paszyńskiej udało się przekonać czytelnika, że spisująca kronikę postać jest rzeczywiście starcem – marudnym, nudnym i w kółko bolejącym nad swoją niespełnioną miłością, której losy są dla niego ważniejsze niż to co się dzieje w Polsce, z coraz większymi pretensjami do przyrodniego brata, którego podobno kocha.. Kazimierz również traci swój blask. Jeden z największych polskich władców sportretowany jest jako głupiec nie dostrzegający niczego poza brzydotą żony, spełniający swój królewski obowiązek tylko dlatego, że go żona potajemnie poi ziółkami na potencję. Kazimierz z tomu drugiego w dalszym ciągu użala się nad sobą i swoim uwięzieniem w niechcianej królewskiej roli i niechcianym małżeństwie, a jego wizerunku nie ociepla nawet rozpacz po śmierci córeczki. O ile Kazimierz jest be, o tyle Elżbieta jest stawiana na piedestale. Zbiór cnót wszelakich, doskonały polityk, matka dzieciom, osoba, które w przeciwieństwie do Kazimierza nie drze szat nad układem w którym przyszło jej żyć. A też mogłaby się poużalać nad tym i owym.
Podsumowując: płaskie postacie, mocno zero-jedynkowe, utykająca w dłużyznach akcja i fabuła, której nie mogą uratować nawet próby wprowadzenia mistyki a’la Cherezińska, sporo urwanych wątków, kilka kłujących w oczy nielogiczności i coraz bardziej uparte pytanie czy to jeszcze powieść historyczna, czy raczej przygodówka skrzyżowana z obyczajówką? Ciężko się to czyta, nużąco i usypiająco.
Kolejny tom pewno przeczytam, ponieważ wciąż mam nadzieję, że taniec mieczy to tylko wypadek przy pracy, ale was uprzedzam – jeśli nie macie problemów z zaśnięciem – nie sięgajcie po tę opowieść.