(1,5 / 5) Dałam się zaskoczyć. Spodziewałam się romansu kryminalnego, z przewagą romansu. Przynajmniej tak sugerował tytuł. Sądziłam się więc, że fabuła kryminalna będzie niezbyt rozbudowana, za to bohaterka prędzej czy później trafi na super, hiper wypasionego samca, niekoniecznie tego dobrego, z którym relacja skończy się w jedyny możliwy sposób, czyli wskoczeniem do łóżka. A owo wskoczenie zaowocuje seksem co najmniej super – mega czyli takim opisywanym detalicznie przez pięć stron. ( Dla wyjaśnienia – seks super, hiper mega opisywany jest przez stron co najmniej 10. A taki galaktyczny zgoła to…. o panie..). A tu… niespodzianka.
Ani to romans, ani to kryminał, choć wątki kryminalne gdzieś tam się szwendają w tle i popiskują cichutko. Całość zaś to soft triller, budowany spokojnie, w irytująco delikatny sposób. O dziwo, da się. Jest tajemniczy prześladowca, tym bardziej przerażający, że bohaterka w wyniku napadu cierpi na prozopagnozję – zaburzenie neurologiczne, które sprawia, że przestajemy rozpoznawać twarze. W takim świecie, przerażającym przez swoją zmienność i niepewność wywołaną zaburzeniem, wdzierają się dziwne zdarzenia: ktoś chodzi po domu, ktoś drze kwiaty, wysyła liściki, drwi i grozi. I nigdy nie wiesz czy osoba która przed tobą stoi, to nie napastnik z ostatniej jakże pechowej randki, czy po prostu zwykła przypadkowa osoba. Brrr. Początek jest więc mocno wciągający. Później akcja zdecydowanie siada, ale zakończenie też jest sporym zaskoczeniem.
I na tym kończą się pozytywy. Negatywów jest znacznie więcej. Po pierwsze logika. Cała intryga prześladowcy nie byłaby tak straszna, gdyby nasza bohaterka nie zapadła na prozo… coś tam. Na zdrowym człowieku zachowanie prześladowcy nie powinno robić zbyt wielkiego wrażenia, bo powiedzmy sobie wprost – większość „zagrywek” jakoś tak zalatuje popisami małolata. Trudno mi zaś uwierzyć, że napastnik zdołał tak precyzyjnie uderzyć w głowę Alison, by wywołać dokładnie taki efekt, jakiego potrzebował do zastraszenia bohaterki. W powieści roi się zresztą od takich zdarzeń, i nielogicznych zachowań różnych postaci, które co prawda znakomicie popychają akcję naprzód, ale jeszcze lepiej popychają czytelnika ku irytacji. Równie denerwująca staje się wraz z rozwojem akcji sama bohaterka. Rozumiem że jest zagubiona, ale nie szuka rozwiązań realnego problemu czyli swojej choroby neurologicznej, tylko w kółko międli to co się wydarzyło, użala się nad sobą, swoim losem, swoją przeszłością, rozbitym małżeństwem i czym się da. „Takom choro, takom biedno i nikt mnie nie kocho, buuuu”. Po trzecim razie miałam jej serdecznie dość i współczułam jej znajomym. Reszta postaci na czele z prześladowcą – kompletnie nijaka. No i to sztampowe mruganie oczkiem do czytelnika – uwaga, uwaga, coś tu było paskudnego w przeszłości.Tak, proszę Pani Autorki, wiemy, że Alison ma jakieś trupy w szafie nie trzeba o tym przypominać średnio co trzy strony!
Podsumowując : pomysł z potencjałem, intrygującym początkiem, niezłym zakończeniem, sukcesywnie mordowany przez dłużyzny, nudną bohaterkę i logikę sprawną inaczej. Typowa książka do pociągu, ale na krótkiej trasie.