Kekkon, wyspa jadeitu, który jest jego krwią, bogactwem i zgubą. Wojownicy zielonych kości od wieków potrafili wykorzystywać jadeit, żeby kontrolować magiczne zdolności. Zdolności, które kiedyś obroniły wyspę przed cudzoziemcami. Jednak teraz klany wojowników walczą o panowanie nad wyspą. Panowanie tym ważniejsze, że lek wynaleziony przez cudzoziemców może umożliwić każdemu korzystanie z jadeitu, który kiedyś był zarezerwowany dla wybranych.
Śledzimy losy rodziny Kaulów i ich przepychanki z dawnymi sojusznikami – rodem Ayt. Fabuła skupia się na losach trójki rodzeństwa: Lana – oficjalnie głowy rodziny, Hilo – mięśniaka odpowiedzialnego za wojowników i Shae – która pragnęła za wszelką cenę uciec od Kekkonu i jadeitu. Jednak ród to cały klan i losy rodzeństwa przeplatają się z historiami i losami ich dziadka, kuzynów, sojuszników i podwładnych – całego magicznego gangu.
Jakie to jest dobre. Autorka mówiła w wywiadach, że Miasto Jadeitu powstało z miłości do starych gangsterskich filmów i to widać. Kekkon to Hongkong opanowany przez gangi. Gangi z klasycznych filmów o bezwzględnych, eleganckich, umiejących walczyć i skupionych na klanie ludziach. I w sumie jest to bardziej powieść obyczajowo-gangsterska niż fantasy. Sprawdziłaby się równie dobrze, jeśliby wojownicy nie byli wspomagani jadeitem. Owszem, jadeit odgrywa ważną rolę w fabule, jest ważny politycznie, istotny dla kraju i klanów. Jednak historia konfliktu między klanami i historia rodziny Kaulów działałaby również bez magicznego wspomagania. I właśnie dlatego Miasto Jadeitu jest takie dobre. Jest tu klimat miasta-wyspy, jest klimat starych filmów gangsterskich, jest konflikt w rodzinie i konflikt między gangami. Już samo to sprawia, że dostajemy dobrą, wciągającą książkę. Wątek jadeitu nie upraszcza fabuły, nie jest zasłoną dymną dla niedociągnięć, nie sprawia, że autorka skupia się głównie na scenach walk. Wręcz przeciwnie, jadeit dodaje dodatkową warstwę na płaszczyźnie politycznej i klanowej. I bardzo dobrze wplata się w gangsterskie klimaty. Jednak nie jest niezbędny do tego, żeby większość fabuły dobrze działała, co trochę kłóci się z definicją fantastyki. A przynajmniej z jedną z definicji, która wymaga, żeby fabuła nie mogła zaistnieć w danej formie bez magicznych elementów.
Jak przystało na Koszmarnego Komentatora zaznaczę też, że mimo tego, że Shae jest jedną z głównych bohaterek w fabule jest bardzo mało kobiet, a ich rola jest mocno ograniczona. Ale czepiać się nie będę, bo wpisuje się to zarówno w klimat zasygnalizowanej epoki i obrazu społeczeństwa stworzonego przez autorkę, jak i w klasykę gangsterskiego kina.
Zarówno polecam jak i ostrzegam – Miasto Jadeitu jest bardzo dobrą książką, ale jest to bardziej powieść gangsterska z elementami fantasy, które dobrze się wplatają w schematy gangsterskiego kina niż fantasy z gangsterami.