Pawlak Romuald – Inne okręty

2 out of 5 stars (2 / 5)

O Innych okrętach słyszałam dużo dobrego i ucieszyłam się, kiedy wymęczony egzemplarz wpadł mi w ręce na jakiejś wymianie książek. Wbrew pozorom historie alternatywne to trudny podgatunek fantastyki, trzeba nie tylko dobrze wybrać moment przełomowy, ale też przemyśleć wszystkie jego konsekwencje i rzadko komu udaje się stworzyć prawdopodobną wizję świata, który nie zacząłby się szybko rozpadać.
W Innych okrętach się udało. Co prawda moment przełomowy jest chwilami wątpliwy, ale nie całkiem nieprawdopodobny. I kończy się tym, że pierwsza konkwista Piru się nie udaje. Przez 20 lat panuje kruchy rozejm, a państwo Inków funkcjonuje trochę jak Japonia – handluje w wybranych portach z Hiszpanami i próbuje zdobyć wiedzę, ale nie wpuszcza nikogo w głąb kraju. I podobnie jak w Japonii pojawiają się misjonarze, kochanki i spekulanci. Jednak pokój nie może trwać wiecznie.
I do tego momentu wszystko jest świetne. Jest prawdopodobna wizja świata, jest klimat, pojawiają się na scenie różnorodne postacie pasujące do tego świata. A potem szlag trafia pokój, a następnie całą resztę.
Kapitan Pedro porzuca swój statek i rusza w głąb lądu szukać swojej kochanki. I zaczynają się problemy i bohatera, i czytelnika. Dostajemy kilka scen rodem z Shoguna, kilka rodem z dowolnych w sumie najazdów na rdzenną ludność obu Ameryk. Sztampowego złego i jego równie sztampowych przydupasów. A do tego dostajemy przebłyski z przyszłości tego świata. Które najpierw pobudzają ciekawość, potem stają się nudne, a w końcu irytujące. Bo część z nich nic czytelnikowi nie mówi. Ot losy jakichś postaci, których nie poznaliśmy. I możemy się tylko domyślać jak te losy wpłyną, lub nie, na resztę świata.
Samo poszukiwanie kochanki jest trudne do kupienia. Uczucie między kapitanem, a jego ukochaną w tych scenach, które widzieliśmy, to raczej wzajemna żądza niż miłość. Bardzo trudno też uwierzyć w motywację Pedro, którego nie obchodzi ani polityka, ani wojna, tylko pieniądze. I który prezentuje przepiękny przykład podwójnej moralności i braku wiedzy dotyczącej Piru, a który nagle rzuca wszystko i rusza w głąb lądu, mimo że nawet nie do końca wie, gdzie szukać.
I niestety te poszukiwania, mimo że często gęsto przerywane są innymi scenami, wybijają się na pierwszy plan jako jedyna misja, którą nasz bohater ma przed oczami. I w tym momencie jakakolwiek historia dziejąca się dookoła przestaje mieć znaczenie. A fakt, że jest to świat alternatywny jest kompletnie nieistotny, bo dotyczy głównie przebłysków przyszłości, które średnio obchodzą czytelnika.
Oczywiście istnieje też prawdopodobieństwo, że wizje bohatera mnie wkurzają, bo za mało znam historię kolonizacji, żeby je zrozumieć i ogarnąć, co autor miał na myśli. Przyznaję bez bicia, że historię Mezoameryki znam… cóż, kiepsko. Nawet załapałam się na omawianie jej w szkole i nawet jakieś książki w temacie czytałam. Ale moją znajomość tematu można podsumować jako „mniej więcej wiem co się działo” i jak wysilę pamięć, to może wytrząsnę z niej trzy nazwiska. Ale też nie podejrzewam większości czytelników o recytowanie z pamięci nazw statków i nazwisk grandów, którzy wylądowali na amerykańskich brzegach w towarzystwie Pizarro, ani tego, kto był akurat urzędującym papieżem.
Bez problemu jestem w stanie przyjąć alternatywną wizję Piru i bohaterów, na których skupia się autor. Niestety w motywację głównego bohatera, a więc też w główny wątek, nijak nie byłam w stanie uwierzyć.
Jeśli chodzi o alternatywną Mezoamerykę zdecydowanie bardziej przekonuje mnie Głodne słońce.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *