Karo dożyła piętnastego roku życia, zasłużyła na imię i miejsce wśród Łowców. Od tej chwili ma zapewniać Enklawie bezpieczeństwo i pożywienie – w ciemnych tunelach otaczających schronienie nie jest łatwo ani o jedno, ani o drugie. W mroku kryją się Dzicy a jej partner – Cień, jest tajemniczy, niezbyt lubiany i trudno mu ufać. Kiedy podczas jednej z wypraw zwiadowczych odkrywają niewygodną dla Starszyzny tajemnicę zostają wypędzeni i jedyna, niewielka, szansa na przeżycie to wyjście na skażoną powierzchnię.
Na okładce mamy zachęcający, nie wiadomo przez kogo popełniony, cytat: “Znajdziecie tu wszystko, co najlepsze w bestsellerach Metro 2033 i Igrzyska Śmierci”. Bujda. Igrzyska są inteligentne, dopracowane i przemyślane, w Enklawie mnożą się pytania, które pozostają bez odpowiedzi. I po pytania dosyć podstawowe: skoro Starszyzna ma dwadzieścia parę lat to czemu ceremonia nadawani imienia (i wejścia w dorosłość) odbywa się, kiedy delikwent ma lat 15? Czemu cała reszta daje sobą pomiatać trójce Starszyzny? Jakim cudem to społeczeństwo przetrwało skoro Starszyzna podejmuje decyzje, mówiąc delikatnie, nieprzemyślane, a cale społeczeństwo składa się z dzieci i nastolatków? Czemu wszyscy mają po 5 palców skoro rozmnażać się może tylko niewielka, określona grupka Reproduktorów? Co spowodowało katastrofę i czym właściwie była dawniej Enklawa? Czemu nie ma broni palnej? Można by tak jeszcze długo, ale po co, skoro na żadne z pytań nie znajdziemy odpowiedzi. To może bohaterowie się do czegoś nadają? Karo to kolejna wersja Katniss – silna, zdecydowana, odważna i wie czego chce. Cień jest tajemniczy i intrygujący. Oboje mają spory potencjał, ale decyzje podejmują dziwne, sztuczni są bardziej niż wszystkie konserwanty razem wzięte, rozmowy między nimi są tak drewniane, że pochodni w tunelach starczyłoby na co najmniej rok i mimo wielu zdarzeń żadne z nich się nie zmienia. Autorka próbuje wikłać bohaterów w romanse, ale brakuje w nich chemii, emocji i prawdopodobieństwa.
Reszta postaci przewijających się na drugim planie to sztampowe, wycięte z kartonu, jednowymiarowe marionetki, stworzone tylko po to, żeby główni bohaterowie mogli wejść z kimś w interakcje.
Język i opisy… tu pójdę na łatwiznę i zacytuje opis walki: “Zaatakowali nas Dzicy, ale miałam mięso w brzuchu, więc ich łatwo pokonałam”. Ten styl, ta ilość szczegółów, ta akcja i emocje aż… tego… no. To zdanie oznacza walkę z dziesięcioma mutantami na pałki i noże, po ciemku. Fajnie, prawda?
Wtórne, nudne, pełne dziur i niedomówień. Kolejne “dzieuo”, które miało wykorzystać modę na silne bohaterki i postapokalipsę, i które jest tylko nieudolnym naśladownictwem.
Gniot straszliwy.
___________________________________________________________________________________________________________K.Wal
Postapokalipsa zrobiła się modna. Pisanie o młodzieży i dla młodzieży też zrobiło się modne. Pisanie o młodzieży w czasach postapokalipsy zrobiło się tak modne, że aż nudne. Schemat praktycznie jest niemal ten sam: świat się skończył. Przetrwały tylko dzieci/ młodzież. Pozbawione opieki i pomocy dorosłych starają się przeżyć w zdeformowanym i spustoszonym świecie. Szybko zaczynają rozumieć, że jednostka nie ma większych szans i łączą się w grupy. A grupa musi mieć ustaloną hierarchię i rytuały pozwalające tej hierarchii skutecznie zarządzać. Za ich złamanie kara jest tylko jedna – wygnanie. A wygnanie to śmierć. Nasi bohaterowie rzecz jasna się buntują, rzecz jasna zostają wygnani i rzecz jasna znakomicie sobie na owym wygnaniu radzą. W Enklawie dodatkowo mamy do czynienia z motywami znanymi z serii Metro – ci którzy przetrwali ukrywają się w zrujnowanych tunelach metra walcząc o przetrwanie z Dzikimi – zmutowanymi ludźmi przywodzącymi na myśl zombie. Ba, jedna z pobocznych postaci nazywa się bardzo odkrywczo… Stalker. Reszta jest właśnie taka jak opisała ją Lashana: nudna, nielogiczna, sztampowa. Zdecydowanie nie mam zamiaru sięgać po kolejne tomy.