(2 / 5) Bohaterowie są zmęczeni. Autor najwyraźniej też. A czytelnicy? Trudno mówić za innych, ale ja na pewno jestem zmęczona. i znudzona. W dalszym ciągu bowiem Ziemia nie jest bezpieczna, zaradzić temu może tylko załoga jedynego ziemskiego statku kosmicznego (kradzionego) oraz jedna sztuczna inteligencja czyli Skippy Wspaniały, bla, bla, bla….Znowu więc są tworzone kompletnie odjechane scenariusze opierające się głównie na tym, że Skippy da radę zrobić wszystkich w okolicy w kosmicznego konia wcielając w życie najbardziej absurdalne plany bandy zapchlonych małp. Bishop, pułkownik z przypadku znów okaże się przypadkiem genialnym wymyślaczem nieprawdopodobnych planów. Kosmiczne układy pomiędzy kosmicznymi nacjami ( będącymi w większości skonfliktowanymi między sobą) zaczynają przerastać poziomem skomplikowania układy rodzinne u górali. Całość ciągnie się jak flaki z olejem, bo ile można czytać o dialogach wewnętrznych bohatera, przemieszanych z marudzeniem Skippiego i jego ogranymi nieśmiesznymi żartami z ludzkości w ogóle, a z Bishopa w szczególe. Co gorsza Skippy wydaje się tracić rozumek, a jego rola coraz bardziej sprowadza się do jęków – “dlaczego ja na to nie wpadłem”? oraz zapewniania ludziom warunków do szalonych wyczynów. Ciekawym zabiegiem jest wyłączenie omnipotentnego Skippiego i zastąpieniem go mniej ambitną postacią AI, ale niestety jeden dobry pomysł nie pociągnie całej opowieści
Planowałam ambitnie przeczytać całą serię, ale po pięciu książkach czuję, że potrzebuję dłuższego odpoczynku od Bishopa i jego wesołej (?) bandy piratów.