(1 / 5)
Wszystko podobno da się sprzedać, byleby była na tym parzenica. Wódkę, kapcie, t-shirt made in China. Kiedyś w Zakopanem mieszkali i do Zakopanego uciekali artyści, dziś mamy „Sylwester z Jedynką” i tłumy turystów.
Pomysł na reportaż fajny, problem tylko w tym, że zamiast sensownego reportażu dostajemy wyliczankę: billboardy zasłaniające góry i zakopiankę (jakim cudem zakopianka jest częścią Podhala, to ja nie ogarniam…), psucie zabytków i krajobrazu przez deweloperów, samowole budowlane, chińskie pamiątki wszędzie, picie i bicie, smog, zwalczanie potwora gender przemocą w rodzinie, rozsypujące się busy i ich kierowcy działający jak gangi.
Czy, drogi czytelniku, cokolwiek z wyżej wymienionych kojarzy Ci się jako typowa cecha Podhala? Czy może raczej jest to wyliczanka, którą możną by podpisać: „a oto Polska właśnie”? W wersji sztampowej, stereotypowej i niesympatycznej?
Naprawdę jedyną cechą typową dla Podhala jest ta parzenica na chińszczyźnie. Bo zapewniam, że jeden koniec zakopianki wygląda dokładnie tak samo jak drugi. Jeśli chodzi o smog, to zapraszam zimą do Krakowa albo Rabki. Busy i podobne ich działanie znajdziemy obecnie w każdym mieście, obok którego jest coś do zobaczenia, a komunikacja miejska zawodzi. Przemilczenie przemocy w rodzinie, bo być może policjant będzie pociotkiem jednej ze stron zainteresowanych, też nie jest zakopiańskim wynalazkiem.
Patodeweloperka – tak samo jest dokładnie wszędzie. Chyba, że na Podhalu bardziej. Ale nie dostajemy ani grama statystyk, ani grama porównań do, na przykład, Mazur, nadmorskich miejscowości, czy innych górskich centrów turystycznych: Jastrzębiej Góry, Karpacza, Ustrzyk, Szczawnicy, Krynicy. Gdzieś jest lepiej, gorzej, tak samo? Czemu akurat Zakopane ma być wyjątkowe pod tym względem?
Na porównanie do Tatr Słowackich, nawet byle jakie, pokazujące, że jednak można inaczej, też oczywiście nie mamy co liczyć.
A wracając do pamiątek – w ciągu ostatnich 10 lat byłam w Zakopanem raz, przez pół dnia, ale bez problemu mogę wskazać przynajmniej dwa miejsca, gdzie da się znaleźć pamiątki związane z regionem, które nie są made in China. Ale rozumiem, że generalizacja i przejechanie się po całości było „zabiegiem literackim”.
Na sam koniec tej wyliczanki, kiedy mamy już dość stereotypów i sztampy, autor dobija czytelnika rozdziałem o koniach. O koniach ciągnących wozy nad Morskie Oko. Aha. Rozumiem, że dzięki temu, że to Morskie Oko, to można było dopchnąć na koniec kolejną szokująca sztampę.
To ja teraz poproszę statystykę – ile zwierząt ucierpiało ciągnąc turystów w Zakopanym, a ile na rynku w Krakowie albo w Warszawie. Żeby było jasne, bo jednak jesteśmy w internecie – tak, zmuszanie zwierząt do pracy ponad siły, często w pełnym słońcu, jest złe. Ale nie jest to w żaden sposób typowa cecha Podhala i nie tylko na Podhalu się zdarza.
Jest jeden dobry rozdział. O akcji TOPR’u na Giewoncie. Problem tylko w tym, że z „wszystkim na sprzedaż” nie ma nic wspólnego.
Odradzam zdecydowanie. I powoli zaczynam bardzo ostrożnie podchodzić do książek z Czarnego. Kiedyś to była marka, której można było ufać, obecnie – jak widać – coraz mniej.