(0,5 / 5) Przedstawiam Wam jedną z tych książek, o których trudno powiedzieć cokolwiek, głównie z tego powodu, że błyskawicznie zapadają w… niepamięć. Po mniej więcej tygodniu nie pamiętałam już zupełnie o czym jest, ba, nie pamiętałam nawet imienia głównego bohatera. Całe szczęście, ze miałam gdzieś notatki, bo inaczej musiałabym to nieszczęście przeczytać jeszcze raz. A to już byłoby bolesne, bo Ciemne tunele, to opowieść kompletnie o niczym, w kompletnie nie wciągającym świecie, z wyjątkowym upodobaniem omijająca logikę, z arcy kartonowymi bohaterami. Bida z nędzą i kiszonym ogórkiem. Ale, że kiedyś zobowiązałam się do opisywania wszystkich książek jakie zdarzyło mi się przeczytać – cóż, uraczę Was i tym opisem, choć wierzcie mi, recenzowanie pozycji tak nijakiej to jak praca na dawno zaoranym kartoflisku – namachasz się, namachasz, urobek żaden, a frajda poniżej wód gruntowych. Zaczyna się sztampowo. Jest ciemno, brudno, nijako a w tunelach dookoła czai się strach. Po części prawdziwy, po części taki jak w opowieściach górników. Oni mieli swojego Skarbka, tutaj też się ponoć plączą jakieś takie zmory. Tak, tak, jesteśmy w metrze moskiewskim. Ziew. Klimat nie powala i nie wciąga. Ot standard. Ziew nr 2 – nasz bohater to sierota, ale nadspodziewanie wysoko funkcjonujący. Zaadoptował się, dostosował i nawet go tu cenią. No a jakże inaczej? Dziwnym trafem literatura pełna jest takich nadzwyczajnych sierot. Jakoś wedle pisarzy w normalnych rodzinach rzadziej pojawiają się tak nadzwyczajne egzemplarze…. Jak to w świecie metra, każda stacja to inna ideologia. Nasz bohater miał szczęście/nieszczęście trafić do anarchistów. Ziew nr 3 – jest do wykonania misja, czyli trzeba dać po łapach tym onym. I niemal bez czytania wiesz kim są ci “oni” – to komuniści i ich paskudne pomysły na podbój świata. I w zasadzie nie trzeba czytać żeby się dowiedzieć, jaki to pomysł, bo znowu sztampa sztampą pogania i na sztampie jedzie. Nie będę wyliczała dalszych kalk i zrzynek, bo bym Wam opowiedziała całą powieść, choć powiem wprost – niczego nie tracicie darowując sobie tę fascynującą lekturę.
Dodam Wam tylko, że bohaterowie tego dzieła dorównują intrydze, mało, że to postacie z plastiku, gumy do żucia i kartonu to w dodatku jakieś takie inteligentne inaczej, – czytelnik już dawno wie co się stanie, a oni dalej nomen omen dzieci we mgle i łykają kolejne podpuchy czarnego charakteru jak żaba muł. Do kompletu autor nie cofa się przed ułatwianiem sobie i bohaterom życia jak się da, fundując tym samym czytelnikom absurdalne rozwiązania i kompromitujące logikę zwroty akcji.
A podobno to jedna z pozycji uznawanych przez rosyjskich fanów za lepszą. No jeśli tak, to ja nie chcę wiedzieć jak napisano te gorsze….