(3 / 5) Zadupia uznawane są za arcydzieło. Zadupia uznawane są za koszmarny chłam. Za powieść antywojenną, za powieść w poetyce w “Poszukiwaniu straconego czasu”, za potok świadomości, za opowieść niezwykle wyrafinowaną, ocierającą się niemal o poezję. Za bełkot topiący w słowotoku to co istotne. Jedni będą się nią delektowali inni cisną w kąt po zaledwie kilku zdaniach. A jaka jest prawda? Nie wiem. Mogę Wam jedynie przedstawić swoją wersję odbioru tej niewielkiej książkiDla mnie to jeden wielki monolog starego pijaka, który wylewa przed przypadkową słuchaczką (barową prostytutką?) wszystkie swoje traumy począwszy od dziecka które z ojcem chodziło do zoo, przez nastolatka obawiającego się ciotki, aż do żołnierza, który najpierw przechodzi “uroki” unitarki, a później musi pozostawić tych których kocha i zmierzyć się z koszmarem wojny. To jeden niekończący się potok wspomnień i skojarzeń, z których większość ma podtekst erotyczny, najczęściej mocno niesmacznie przedstawiony. Seks, prostytucja, masturbacja, gwałty – wszystko wymieszane w jednym przyprawiającym o odruch wymiotny konglomeracie. Brutalność wymieszana z nudą, obrzydzenie z rozpaczą, piękno z niesmakiem. A wszystko unurzane, wręcz topiące się w rozbudowanych, niemal barkowych porównaniach, tu i tam doprawionych metaforą. Autor słownictwo ma przebogate, wyobraźnię niesamowitą, skojarzenia mogłyby zwalać z nóg, gdyby nie było ich tak dużo. Ale jest ich tyle ile jest i tracą przez to wartość, a coś co wydaje się w pierwszej chwili niesamowitym bogactwem szybko okazuje się po prostu złotem głupców. Pogonią za myślami na pograniczu delirium.
Porzucałam tę książkę i wracałam do niej chyba z dziesięć razy. Z jednej strony mnie odrzucała treścią i męczyła przekombinowanym wyrafinowaniem. Z drugiej ciągle miałam wrażenie, że już na następnej kartce znajdę jakieś prawdy objawione, jakąś wielka tajemnicę życia. Może jeszcze kiedyś sięgnę po tę opowieść i spróbuję odnaleźć w niej sens. Na razie – mam dość i trochę obłąkańczo – potępieńczej wizji prywatnego piekła.