Cieniutka książeczka. Niepozorna. A emocji w niej tyle, że starczyłoby na kilka grubych tomów. I choć nie mam oczu na mokrym miejscu, to przyznaję, popłakałam się nad nią jak bóbr. Kroniki kota podróżnika, to tak naprawdę ponadczasowa opowieść o miłości, przyjaźni, potrzebie bliskości. O przebaczeniu i zrozumieniu. O odchodzeniu.To powieść drogi, w której wędrujemy w przyszłość i przeszłość. Odkrywamy historię Satoru i jego teraźniejszość. I nieuchronną przyszłość. To wreszcie wędrówka przez Japonię. Tę zwyczajną, geograficzną i tę duchową.
Ta historia mogła być jedną więcej infantylną opowiastką w której kotek opowiada jak mu było źle i jak teraz jest mu dobrze, bo go przygarnął dobry człowieczek i jak to się kochają i och i ach i jak to cierpią, że muszą się rozstać. Jednak autorowi udało się uniknąć ckliwości i innych pułapek w które łatwo wpaść, kiedy opisuje się relacje człowiek- zwierzę. Dzięki “kociej” narracj, nie pozbawionej humoru i ironii, łatwiej nam przełknąć prawdy tak oczywiste jak choćby ta, że nasze najlepsze intencje mogą skrzywdzić naszych najbliższych. Że każdy z nas nosi w sobie słowa nie wypowiedziane, sprawy niezałatwione, które wydają się być tak wielkie i ciężkie, że aż nie do przeskoczenia. Kot Nana pozwala zrozumieć czytelnikowi, że ten ciężar najczęściej nakładamy na siebie sami, a ich podłożem jest lęk. Z innej niż ludzka perspektywy, te nasze szarpania się wyglądają bardzo, bardzo niedorzecznie.
Może czasem warto się zastanowić, co powiedziałoby nam nasze własne zwierzę, gdyby umiało mówić po ludzku?
Polecam. Ale uprzedzam, można się bardzo wzruszyć.