Historia każdego kraju ma swoje jasne i mroczne strony. Jasne zazwyczaj znamy wszyscy. O ciemnych dowiadujemy się najczęściej przypadkiem. Zupełnie przypadkiem sięgnęłam po Sieroce pociągi. Temat kojarzył mi się bardziej z Europą, z okresem II wojny światowej niż ze Stanami Zjednoczonymi i okresem wielkiego krachu gospodarczego. Z tym większym zainteresowaniem zagłębiłam się w lekturze. Akcja książki poprowadzona jest dwutorowo. Jednocześnie współcześnie i w latach 20- 50 dwudziestego wieku. Bohaterki też są dwie, choć czasami w trakcie lektury miałam wrażenie, że obie postacie zlewają się w jedno. Pierwsza z nich to Molly, 17-latka mieszkająca z rodziną zastępczą. Druga, nobliwa, starsza pani dożywająca swoich dni w eleganckiej willi. Obie bohaterki wbrew pozorom mają ze sobą bardzo dużo wspólnego, bo starsza pani też ma za sobą niezbyt przyjemne doświadczenia z czymś co od biedy można nazwać “rodzinami zastępczymi” – pierwszymi próbami stworzenia systemu opieki nad osieroconymi i porzuconymi dziećmi w USA w latach 20-tych. To co mnie najbardziej uderzyło -to fakt jak niewydolny i niesprawny był ten system na początku i jak niewydolny i niesprawny pozostał do dnia dzisiejszego.
Starsza z bohaterek doświadczyła w tym systemie wiele zła – była wykorzystywana jako tania siła robocza, głodzona, ledwo uniknęła gwałtu. Jej przyszły mąż – również dziecko z sierocego pociągu doświadczył przemocy fizycznej a także odmawiano mu pomocy lekarskiej. Miał harować na farmie i milczeć. Opisy warunków w jakich wychowywała się początkowo Vivien w niczym nie przypominają cukierkowych obrazków dostatniej i sytej Ameryki, “kraju powszechnej szczęśliwości”, jaki serwują nam media. Brud, smród, ubóstwo, nędza psychiczna ludzi, oto jaka jest Ameryka z jaką zderza się 9 letnia podówczas Vivien. Dziewczynka ma jednak szczęście i w końcu trafia do ludzi. Po prostu do ludzi. Zwykłych i dobrych. Gdyby nie to, kto wie, jak potoczyłyby się jej losy. A mówiąc brutalnie gdzie byłby jej grób. Molly też nie ma najlepszych doświadczeń. Jest tak naprawdę niechciana, choć jej opiekunka szykanuje ją w zdecydowanie bardziej subtelny sposób niż opiekunowie Vivien.
Kiedy los krzyżuje drogi tych dwóch kobiet zaczyna się prawdziwa opowieść. Teoretycznie poznajemy losy Vivien, ale jednocześnie jakby w tle rozwija się inna historia. Możemy obserwować jak życzliwość i zwyczajność w takim dobrym tego słowa znaczeniu zaczynają wpływać na Molly. Kiedy dziewczyna przestaje się koncentrować na sobie i swojej niedoli – zaczyna się zmieniać na plus. I jednocześnie widzimy jak zmienia się Vivien. To, że może komuś opowiedzieć o swojej historii, że ma w tej podróży sentymentalnej towarzyszkę, że jest wreszcie komuś ponownie potrzebna, całkowicie odmienia tę wydawałoby się całkowicie zamkniętą w sobie staruszkę.
Sieroce pociągi to mądra, ciepła książka. Pomimo tego, że opowiada mroczne historie i osnuta jest na smutku i stracie. To książka jaką czyta się z przyjemnością, a jednocześnie z powagą i uwagą. I w której nie zagląda się niecierpliwie na koniec. Ja osobiście podarowałam autorce pewne uproszczenia, lekkie przerysowania, pewność tego, że wszystko dobrze się skończy. Nawet pewne uproszczenia postaci. Czasem trzeba opowiedzieć i takie historie. Czasem trzeba je opowiedzieć właśnie tak – zwyczajnie i bez patosu.
Mocny średniak. Polecam.