(2,5 / 5)
Legendy i latte to… obyczajowe fantasy z gatunku cozy fantasy, czyli fantasy „przytulnego”. W zamyśle dostajemy puchatą powieść o emerytowanej najemniczce i zapuszczamy się w boczne uliczki miasteczka w jakiejś spokojnej krainie fantasy. Gdzieś z dala od wojen, walecznych bohaterów i konfliktów, ale za to z kawą w jednym ręku i ciasteczkiem w drugim. Jest to w sumie trochę przeniesienie na nurt fantasy popularnego podgatunku romansów obyczajowych – tych opartych na recepcie: bohaterka rzuca pracę/męża i wyrusza na wieś/nad morze/w góry, żeby znaleźć nową pracę/nowego męża/cel w życiu. W założeniu ma być bezpiecznie, przytulnie, słodko i koniecznie z happy endem.
Kiedy orczyca Viv postanawia odwiesić miecz na kołku, przejść na bohaterską emeryturę i otworzyć lokal wszystko toczy się według powyższego schematu. Sukces lokalu ma co prawda zapewnić nie tylko nowy wynalazek gnomów – kawa, ale też odrobina magii. Nie obędzie się też bez pomocy przyjaciół.
I w sumie dostajemy lekką, puchatą, sympatyczną powieść o spełnianiu marzeń, z lekką nutą romansu. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Czyli niby wszystko się zgadza – schemat działa. Trochę gorzej jest, jeśli ktoś przy lekturze nie przymknie drugiego oka tylko zacznie szukać dziury w całym, jak na koszmarnego komentatora przystało.
Wtedy drugi rzut oka szybko ujawni dużą liczbę remontów i bardzo niewielką ilość magii. Kawa, sama w sobie, jest oczywiście napojem magicznym i żadne fantasy nie jest tu potrzebne. Jednak w Legendach i Latte magii w kawiarni nie ma – kawa ani nie jest wspierana magią, magii nie wywołuje, nie wpływa na magię pijących, ba, pijący rzadko kiedy magię posiadają. Nic, zero, null. Jakby nie to, że Viv jest orkiem, to mogłaby być panią Halinką z dziekanatu, która postanowiła otworzyć piekarnię – historia mogłaby być bardzo podobna. Tym bardziej, że magia, czy też talenty związane z rasą bohaterów też jakoś się nie ujawniają. Fantasy jest tu niestety tylko niezbyt dobrze wykonaną dekoracją.
Wspomniany już remont jest co prawda uzasadniony fabularnie, ale jako człowiek, który trochę akcji remontowych ma już za sobą powiadam wam – w remoncie nie ma nic fajnego ani puchatego. Nawet jeśli ma się pomocników takich jak Katastrofa.
Bardzo wyraźnie też widać łatwość pokonywania problemów, które może i od czasu do czasu wzbudzą niepokój w bohaterach albo wywołają jakąś rozterkę (liczba pojedyncza, bo zawsze tylko jedną na raz), ale na końcu problemy zostaną rozwiązane, pokonane trudności przyniosą większe korzyści, a rozterki wyparują jak poranna mgła. Z jednej strony jest to trochę konwencja gatunku, więc nie będę się za bardzo czepiać. Jednak z drugiej… ciężko identyfikować się z bohaterami, ciężko przeżywać z nimi rozterki, ciężko wczuć się w konflikt, kiedy on tak naprawdę nie istnieje. Kiedy ani przez chwilę nie mamy ani grama wątpliwości, że wszystkie kłody na drodze bohaterów nie tylko zaraz znikną, ale na dodatek są ze styropianu.
Do tego budowa kawiarni kojarzyła mi się mocno z grą planszową, w której buduje się cokolwiek i co turę można dostawić nową cegiełkę do naszego miasta/budynku – zbuduj kawiarnię, znajdź klientów, rozbuduj kuchnię, zaserwuj jedzenie. Było to mocno turowe i… sztuczne.
Zgrzytały mi też bardzo mocno niespójności w świecie przedstawionym. Jak jeszcze byłam w stanie przełknąć kawę magicznie dostarczaną kurierem i ciśnieniowy ekspres ze spieniaczem do mleka (chociaż z trudem), tak miasta, które ma straż miejską, straż pożarną i mafię, ale nie ma ani podatków, ani urzędników już nie jestem w stanie zaakceptować. Tak samo jak mafii, która jest sympatyczna, rozsądna i nawet uczynna od czasu do czasu. Ani pseudo-średniowiecza, gdzie wszyscy umieją czytać i pisać.
W sumie, nadal jest zgodnie z gatunkiem – realia i logika sobie, happy end sobie. I jeśli przymknie się oko na wszystko inne jest to sympatyczna lektura na jesienną chandrę. Jeśli przymykanie oczu wychodzi nam kiepsko, to dostaniemy lekkie czytadło w dekoracjach teatralnych udających fantasy, powolnie toczącą się obyczajową fabułę i brak magii – również tej, która mogłaby zauroczyć czytelnika.