Tom pierwszy trylogii Dary Anioła.
Clary jest zwyczajną nastolatką prowadzącą nudne życie, którego jedynym urozmaiceniem są lekcje rysunku. Kiedy pewnego wieczoru udaje jej się wyrwać spod kurateli nadopiekuńczej matki idzie z najlepszym przyjacielem do klubu. Tam, w dość dziwnych okolicznościach, poznaje trojkę nastolatków – Aleca, Isabelle i Jace’a, których nikt poza nią nie widzi. Następnego dnia okazuje się, że Jace ją śledzi, matka zniknęła w tajemniczych okolicznościach, a kiedy Clary wraca do domu atakuje ją demon. Ranna dziewczyna trafia do siedziby Nocnych Łowców i, oczywiście, szybko okazuje się, że wcale nie jest taka zwyczajna.
Po raz kolejny mamy wykorzystanie schematu: nie do końca zwyczajny nastolatek w nie do końca zwyczajnym świecie. Tym razem wersja feministyczna w scenografii urban fantasy. Do tego mamy resztę standardowych chwytów: nieporadna bohaterka, która poznaje nowy świat i co chwilę pakuje się w kłopoty, zwykły przyjaciel jako świadek przygód bohaterki i ON czyli niezwykły i straumatyzowany facet idealny. Do tego stada wampirów, wilkołaków, magów i archanioł Razjel, który przyczynił się do tego całego zamieszania, kiedy stwarzał Nocnych Łowców – rasę pogromców demonów mających domieszkę anielskiej krwi.
Jakby schematów i modnego zestawienia ras było mało to autorka jeszcze pożycza pomysły z czego popadnie: Buffy, Gwiezdnych Wojen, kilku anime. Od czasu do czasu mamy jakieś przebłyski oryginalności (postać Aleca, motory krwiopijców), ale nie zdarzają się one zbyt często. Mamy też próby zmiany schematu i skomplikowania intrygi, niestety nieudane – większość zakończenia da się przewidzieć bez większego problemu, tak samo jak dużą ilość scen, które będą do niego prowadzić.
Mimo schematów trudno się nudzić – cały czas coś się dzieje, akcja gna do przodu na złamanie karku, a prosty język i dialogi przeplatane złośliwym humorem sprawiają, że czyta się szybko i bezproblemowo.
Niestety momentami gubi się logika, a bohaterowie wykazują skłonności samobójcze o trudnościach z kojarzeniem faktów nie wspominając. Nie wiem czy to kwestia przewidywalności fabuły, schematyczności bohaterów czy oddania nastroju w książce, ale do postaci trudno się przywiązać i jeszcze trudniej im kibicować. Nie ważne czy narażają życie, mają kłopoty sercowe, martwią się o rodzinę lub przyjaciół; kartki przerzuca się w tym samym tempie, a jedyne uczucie jakie pojawia się od czasu do czasu to irytacja wywołana zachowaniem Clary.
Jakby tego wszystkiego było mało autorka zamiast zamknąć chociaż część wątków pourywała je wszystkie, próbując zachęcić czytelnika do sięgnięcia po drugi tom.
Za kilka dni wejdzie do kin ekranizacja Miasta Kości. Patrząc na zwiastun i plakaty muszę przyznać ze spece od castingu spisali się całkiem nieźle. Efekty specjalne też wyglądają zachęcająco, ale prawda jest taka, że nawet jak się ubierze świnie w garnitur to latać ona nie będzie – bez dobrego scenariusza nie ma szans na dobry film, nie ważne jak dobrze by wyglądał. Co nie znaczy że nie może być niezłym weekendowym odmóżdzaczem, gdzie znane schematy w połączeniu z wartką akcją sprawdzają się nieźle i sprawią, że z czystym sumieniem można będzie wyłączyć myślenie. Książka w końcu też należy do tej kategorii – schematu z wartką akcją, dzięki czemu nadaje się głównie jako umilacz czasu do pociągu, ale nawet w tej kategorii jest sporo innych lepszych językowo, oryginalniejszych i bardziej zabawnych pozycji od dowolnego tomu Wiedźmy Gromyko zaczynając a na Bezdusznej Carriger kończąc.
Schematyczna chała