(2,5 / 5)
Mayday razem z Burzą i Kretem tworzą Gwardię – superbohaterski zespół strażników Scyld City. Gwardia jest tworem w miarę nowym, ale po kilku udanych akcjach i dzięki oficjalnej współpracy z miastem i policją dobrze rozpoznawanym przez mieszkańców.
Jednak poważniejsze zadania dopiero przed nimi – zaczynając od ochrony kogoś, kogo nie mają najmniejszej ochoty ochraniać, po coraz bardziej tajemnicze wydarzenia.
Miałam nieodparte wrażenie, że czytam trzy książki, trzy sklejone ze sobą pomysły, które na papierze nijak nie chciały się ze sobą połączyć w jedną spójną całość.
Pierwsza część to historia Sinead i Duncana – dawnych towarzyszy broni, którzy po różnych zawirowaniach życiowych inaczej patrzą na pewne sprawy – każde z nich ma swoje argumenty i swoje racje, co jest bardzo dobrze w fabule pokazane. Była to zdecydowanie część, która podobała mi się najbardziej – tempo akcji, przedstawienie bohaterów i konfliktu; wszystko do siebie pasowało. Może nie było szalenie oryginalne i mimo świata alternatywnego było tu sporo ech z naszej historii, ale było to dobrze zrobione i dobrze się czytało.
Drugi pomysł to wspominana w oficjalnych blurbach afera międzywymiarowa, którą autorka obudowuje naukowymi teoriami, rozgrywkami politycznymi i szybkim śledztwem. Nie zachwyciło mnie to, mówiąc delikatnie. Z jednej strony dlatego, że niewiele wiemy o przybyszach i niewiele się dowiadujemy, mimo że postacie mogą tę wiedzę zdobyć (ale niech będzie, że to pierwszy tom…). Po drugie – cała międzywymiarowa afera była mocno desus-ex-machina, nie chciała mi się zgrywać z resztą świata – ani historią zbrodni wojennych, ani z superbohaterami w takim ujęciu, w jakim pokazała ich Chodorowska.
Te dwie części miał spinać pomysł trzeci, czyli tytułowa Gwardia. I jest to fajnie zrobiona wariacja na temat X-menów (z bardzo wyraźną inspiracją postacią Storm i zasugerowanym pojawieniem się odpowiednika Rogue). Niestety poważne podejście do X-menów (uwzględniające na przykład politykę i ekonomię miasta) nie zgrywało mi się z bardziej komiksową fabułą o tajemniczych złolach z innego wymiaru. Już decydowanie bardziej pasowało do konfliktu zbrojnego, tym bardziej, że historia i konstrukcja świata to powiązanie wyjaśnia. Sama Gwardia też nie jest pokazana jako zespół równorzędnych bohaterów, którzy zyskują na współpracy. Mayday jest bohaterką zdecydowanie bardziej pierwszoplanową niż reszta. Przez chwilę reflektory są skierowane na Burzę, ale Kret pozostaje i działa w cieniu. Widać, że zespół nadal się poznaje i dogrywa (zwłaszcza w relacjach Mayday – Burza), ale nawet przez chwilę nie miałam wrażenia, że jest to historia równorzędnego tria. Kret ma być co prawda tajemniczym milczkiem, ale o Burzy (mimo kilku przebłysków) wiemy bardzo niewiele – są jakieś sugestie, że jej charakter wynika bardzo mocno z kultury i wychowania, ale o nich wiemy jeszcze mniej niż o samej heroinie. Co w kontraście z Mayday, o której wiemy prawie wszystko, nijak nie chciało dawać wrażenia, że jest to opowieść o Gwardii – docierającej się drużynie superbohaterów, z których każdy jest równorzędnym bohaterem. A to z kolei jeszcze pogłębiało uczucie, że dostajemy w sumie osobne historie – okupacji i międzywymiarowej afery politycznej.
Mimo zastrzeżeń całkiem sympatycznie się Gwardię czytało, ale ja mam bardzo dużą tolerancję na bohaterów w płaszczach (zawłaszcza X-meno podobnych) i wszelkie wariacje na ich temat. W podejściu Chodorowskiej – poważniejszym i gatunkowo będącym bardziej mieszanką fantasy z SF niż standardowym amerykańskim podejściem do komiksowych bohaterów w trykotach, pojawia się zalążek pomysłu na poważniejsze podejście do supermocy, które nie sięga po takie ekstrema jak serialowo/komiksowi Chłopcy.
Niestety drugiego tomu raczej się nie doczekamy. Ani wydawnictwo, ani autorka nic nie zapowiadają, a parę lat od wydania już minęło.