(1,5 / 5)
Zaczęło się, cóż… mało obiecująco. Gnębiony przez kolegów Maks okazuje się być potomkiem Arcymaga, który jako jedyny jest w stanie odczytać Kodeks nieskończonej poznawalności, napisany, a w sumie zaklęty, przez rzeczonego maga. Kodeks działa jak skrzyżowanie bestiariusza, encyklopedii i… Niekończącej się opowieści. Eh…
Zamiast Falcora dostajemy mało przyjazną księżniczkę jednorożców imieniem… Księżniczka, wspieraną przez maga o charakterze Toudiego (ktoś jeszcze pamięta Gumisie?). Żeby było sprawiedliwie Maks też dostaje pomocników – rozsądną Sarę i i geekowatego Rona… tego, znaczy, Dirka.
Poza tym natykamy się na Mhhhrrrocznego Złego, smoki, ogry, paladynów, mistycznych mnichów i skrzyżowanie hobbitów z ewokami czyli frobbity. I wszystko pomiędzy, co tylko udało się autorowi upchnąć w fabułę.
Dostajemy Niekończącą się opowieść ze szczyptą Harrego Pottera i dużą dawką Pratchetta. A właściwie próbą stworzenia Pratchettowskiej wizji, która niestety niezbyt się sprawdza. Chociaż może to kwestia poczucia humoru. Przyznaję, że nie rechoczę radośnie czytając Świat Dysku – zdarza mi się parsknąć śmiechem (nie za często) i docenić koncepcję (bardzo często). Czytając Złego Jednorożca udało mi się parę razy docenić koncept (głównie za pomysł jednorożca i cytaty z Kodeksu), cała reszta mieściła się na skali gdzieś pomiędzy: irytująca a żenująca. Jednak jeśli komuś przypadnie do gustu humor autora, to może się bawić całkiem nieźle.
Niestety, poza humorem dostajemy też płaskich i nudnych bohaterów, o których autor sobie przypomina jak akurat są potrzebni. W międzyczasie znikają w fabularnej studni. Dużo fragmentów sprawia bardzo chaotyczne wrażenie – jakby autor chciał upchnąć w pierwszym tomie wszystko, co mu wpadło do głowy, niezależnie od istotności tego pomysłu dla fabuły. Jednak jeśli komuś będzie pasował humor, to nie są to bardzo istotne wady. Większą jest to, że dzięki zakończeniu całość okazała się kompletnie niepotrzebna, bo jakieś trzy czwarte książki nie będzie miało żadnego znaczenia dla kolejnych tomów. Ani dla świata przedstawionego. Eh… i po co było siedzieć nad tym przez kilka wieczorów?
Czytelnicy z kompatybilnym poczuciem humoru mogą bawić się bardzo dobrze. Reszta wręcz przeciwnie.