Cline Ernest – Armada

  0 out of 5 stars (0 / 5)
Zack Lightman jak wielu nastolatków spędza czas grając i oglądając filmy akcji. I cały czas marzy, żeby w jego życiu stało się coś, co by te filmy akcji przypominało. Kiedy jednak siedząc w szkole zauważa za oknem kosmiczny statek jakby wyjęty z Armady – kosmicznej strzelanki online, to stwierdza, że zwariował. A może jednak nie?
Jakie to było złe. Pod każdym możliwym względem.
Fabuła jest wariacją na temat Gry Endera i kilku filmów akcji z lat ’80 i ’90. Jest tu Ostatni gwiezdny wojownik, Bohater ostatniej akcji i Żelazny orzeł, żeby wymienić tylko te co bardziej oczywiste. W sumie należałoby powiedzieć, że fabuła jest zlepkiem kilku filmów akcji. Kropka. Nie ma ani grama wkładu autorskiego.
Nie ma też normalnych opisów. Wszystko, absolutnie wszystko – sytuacje, postacie, uczucia bohatera – są opisane za pomocą skojarzeń z filmów i gier. Naprawdę wszystko, nawet jego matka. I pół biedy jakby to były rzeczy współczesne, ale to jest wszystko opisane porównaniami do kina z lat ’80. Jest tu jakaś próba wytłumaczenia czemu Zack jest tak zafascynowany tym okresem, że zna wszystko na pamięć. Ok, może znać. A żeby było śmieszniej – on nie tylko tymi referencjami myśli, ale też korzysta z nich w rozmowach w kumplami. I oni jakimś cudem rozumieją dowolne odniesienie do dowolnego filmu. Czy cała trójka przypadkiem nie powinna rozmawiać Marvelem, Deadpoolem, nowymi Gwiezdnymi Wojnami? Ale do tego, to by im raczej doby zabrakło, bo przecież albo grają, albo oglądają filmy z lat ’80.
Sceny walki są opisane… porównaniami do filmów, jakby autor sam nie był w stanie opisu wyprodukować. Wszystko jest opisane według schematu: czułem się jak (tu wstaw imię bohatera) z filmu (tu wstaw tytuł) w trakcie (a tu skrótowy opis sceny, która najbardziej pasuje).
Postacie… są tak złe, że nawet nie wiem od czego zacząć. Matka bohatera to wariacja na temat Sary Connor, sam Zack w sumie nie ma charakteru, chyba że za charakter uznamy granie w gry komputerowe. Jego dwaj kumple to wcielone forum dla geeków. Cały czas podejrzewałam, że jest ich dwóch tylko po to, żeby mogli prowadzić ze sobą dyskusje godne tego forum. A najbardziej rozbawiła mnie Lex. Lex jest jednym jedynym elementem w całej książce, do której autor wykrzesał opis nie będący porównaniem. I poległ na całej linii. Bo Lex owszem wygląda jak wcielenie cool geeka, ale też do potwierdzenia, że woli dziewczyny brakuje jej tylko tęczowej flagi. I żeby nie było, że idę w nadinterpretację: dziewczyna nazywa się Larkin. Serio, autorze! Serio! Ja rozumiem że „I love rock’n’roll” i te sprawy. Ale Joan Jett jednak woli kobiety. Więc robienie z niej potencjalnej ukochanej bohatera wywołuje dziki rechot i dysonans poznawczy. Niby można fantazjować o kimkolwiek, ale to raczej prywatnie, a nie książkowo, bo potem takie kwiatki wychodzą. Poza tym na sali pełnej graczy i geeków na pewno znajdzie się tylko jedna osoba mająca gadżet związany z Gwiezdnymi Wojnami i tylko ta jedna osoba zrozumie podstawowy cytat. Facepalm. I to oczywiście sprawia, że rozkwita wielkie uczucie. No normalnie gorzej niż u Żeromskiego.
Uwaga, lekki spoiler na akapit:
Cline może i oparł fabułę na Grze Endera, ale mam wrażenie, że nie do końca ogarnął ideę. Bo tu bohaterowie dostają stopień wojskowy na podstawie wyników w grze i klika dni później ruszają do walki. Walki dowodzonej zgodnie z tymi stopniami. Więc dzieciaki, które nawet nie zdążyły swojej pierwszej popijawy zorganizować, o czymkolwiek innym nie wspominając, mają dowodzić solidnymi fragmentami armii.
Momentami miałam wrażenie, że nie czytam książki tylko losowy zbiór odniesień i cytatów. Z wycinankami, a w zasadzie z cytatami, które udają bohaterów. I fabułą, która sama w sobie jest jednym wielkim cytatem, a w momentach kiedy przestaje nim być robi się bezsensowna. Scen akcji nie ma – są odnośniki do scen z filmów, które czytelnik powinien sobie w głowie odtworzyć.
Gratulacje dla autora, że jest chodzącą encyklopedią filmów akcji wybranego dziesięciolecia, ale tylko i wyłącznie na tej podstawie, jak widać, nie da się napisać nadającej się do czytania książki.
Redakcja też się nie popisała – bohater ma psa, który raz jest beaglem, a raz wyżłem.
Koszmar. Chała. Gniot i chałtura. I nagroda Blasku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *