(1,5 / 5)
Bestie zaczęłam czytać w sumie tylko z jednego powodu – liczyłam na jakieś rozwinięcie zakończenia z części poprzedniej.
Pod tym względem, niestety, zawiodłam się na całej linii. Parę zdań wtrąconych jakby na siłę ani nie daje wszystkich odpowiedzi, ani nie zamyka wszystkich wątków. Tym bardziej, że Bestie to zupełnie nowa opowieść. I nowi bohaterowie. Wraca, co prawda, równie nijaki jak poprzednio detektyw Evans. Jednak dostaje do towarzystwa wygadaną dziennikarkę i emerytowanego boksera – Emetha „Bestię” – w pakiecie z córką. Dostaje też sprawę seryjnego zabójcy, która zaprowadza go tam, gdzie nie za bardzo może się udać – na drugą stronę mostu, do dzielnic biedoty.
Dostajemy wycieczkę po innej części miasta, bardzo odległej od polityki i centrum, postać kobiecą, a nawet dwie, i sympatyczną korektorkę jako bonus. I samego Emetha, który jest bardziej niejednoznaczny i ciekawszy niż detektyw. Dostajemy też klimat pierwszego tomu i niestety wszystkie jego wady: nadmierne gadulstwo, powtarzające się opisy, dłużyzny i urwane zakończenie, które niczego tak naprawdę nie kończy.
Mało tego, przez całą powieść ciągnie się drugi wątek procesu gangstera, który daje głównie pretekst do większej ilości wodolejstwa, bo nie dowiadujemy się nawet jaki był wynik tego procesu.
Po wycięciu zbędnego lania wody i zostawieniu sporej ilości miejsca na klimat obie historie spokojnie zmieściłyby się w jednym tomie. Niestety Bestie wypadają gorzej niż Wilk, siłą rzeczy brak im świeżości świata, który trochę ratował pierwszy tom, za to mamy tu jeszcze więcej bicia piany, nie dziania się i urwanych zakończeń.
W trzecim tomie, jeśli się pojawi, nie zamierzam szukać zapomnianych wątków.